sobota, 30 marca 2013

Twenty - one




 Niech wam będzie, ale jak coś nie wyjdzie to odchodzę.



Przejechałam spojrzeniem po ich twarzach, na których było zdziwienie, a może rozczarowanie? Nagle Niall wstał i zaczął klaskać. Zdziwiło mnie jego zachowanie i teraz to moje oczy zrobiły się większe. Po chwili dołączyła do niego Maggie i Josh, a następnie Ally i Andy. Zakryłam sobie dłonią usta, a moje policzki natychmiast przybrały kolor jasnego różu.
- Ile lat brałaś lekcje śpiewu? - zapytał wciąż klaszcząc Josh.
- Teraz to był mój pierwszy raz. - odpowiedziałam, a na moich ustach pojawił się mały uśmieszek.
- Nigdy nie śpiewałaś? - zdziwił się Andy, rozdziawiając swoje usta.
- Oczywiście, moja kabina pęka w szwach. - zaśmiałam się. Kątem oka zauważyłam, że Niall wymienia spojrzenia pomiędzy członkami jego bandu, a zaraz potem wszyscy lekko kiwali głowami.
-Masz nową robotę. - rzucił blondyn, ukazując rząd biały i , już prostych, ząbków z aparatem. Zmarszczyłam brwi, a on się zaśmiał. - Witaj w zespole. - wyjaśnił, a ja zaczęłam przeczyć głową.
- Nie. Nie ma mowy. - wstałam i wyszłam z domu blondyna, mijając po drodze jego, jak przypuszczam, mamę. Szybko przemierzyłam ulicę i wbiegłam do domu, szybko idąc przez przedpokój, mijając Liam'a, który zawzięcie czytał gazetę, ale kiedy obok niego przeszłam, ukazał swoją twarz. Rzucił ciche 'wszystko w porządku?', a ja bez odpowiedzi pobiegłam na górę i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Położyłam się na łóżku i przekręciłam tyłem do drzwi.
Nie mogłam być w tym zespole. Nie nadaję się do tego. Nie umiem śpiewać, jakby nawet to i tak się nie zgodzę za żadne skarby na świecie. To tylko źle wróży. Poza tym nie chcę zburzyć niczego między nimi. Byli przyjaciółmi, a ja nie miałam prawa wchodzić do nich z moimi brudnymi butami i zamęczać ich moimi problemami. Mój telefon zaczął wibrować. Wzięłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Harry. A już myślałam, że moja matka się stęskniła. Jestem idiotką, myśląc, że coś się zmieni. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i włączyłam na głośnomówiący, bo najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się trzymać telefonu.
- Tak? - zapytałam od razu.
- Jak tam mała? Żyjesz? Czemu się nie odzywasz? - zaczął zalewać mnie pytaniami, tym swoim ochrypłym głosem.
- Żyję. - westchnęłam. - Co myślisz o śpiewaniu? - zapytałam prosto z mostu.
- Zależy w jakim sensie, bo jeżeli chodzi o te pod prysznicem to jestem jak najbardziej za. - odpowiedział, a ja się zaśmiałam. - Ale jak będziesz chciała pośpiewać sobie pod prysznicem to daj znać, pośpiewam sobie z tobą.
- Harry. - upomniałam go, przez tłumiony śmiech. - Ja mówię poważnie. Chodzi mi o takie w zespole.
- Nie byłem nigdy w zespole, ale mogłoby być to niezłe doświadczenie. A co zachciało się dziewczynce śpiewać czy super seksowny, lekko przerażający  Zayn wciągnął cię w jakieś bagno? 
- Jakie bagno? O czym ty mówisz Styles? - zapytałam podnosząc głos.
- Lubię jak mówisz do mnie po nazwisku. - mruknął.
- Mam się rozłączyć?
- No dobra. - odpowiedział, po kilkusekundowym zaprzeczaniu. - Zespół, tak? No nie wiem. Jeżeli cię to kręci to może być fajnie. Jak nie spróbujesz, to się nie przekonasz. - odpowiedział. Byłam lekko zaskoczona jego odpowiedzią.Pierwsze mądre słowa wypowiedziane z jego ust.
- Dzięki, Styles. - odpowiedziałam, na co on zamruczał, a ja sie rozłączyłam.
Przymknęłam oczy, a już po chwili odpłynęłam.


*   *   *

Obudziły mnie rozmowy dochodzące z parteru. Podniosłam się i podeszłam do schodów.
- Porozmawiam z nią, ale nic nie obiecuję. Wiesz jaka jest. - doszły do mnie słowa Liam'a.
- Dzięki Liam. Mimo wszystko. - usłyszałam głos Niall'a. Gdy usłyszałam trzask drzwi, zbiegłam szybko po schodach i wbiegłam do kuchni, gdzie siedział mój ojciec. Wyciągnęłam mleko z lodówki i napiłam się go.
- Niall tutaj był. - poinformował mnie. Oderwałam karton z mlekiem od moich ust, a kilka kropel spłynęło po mojej brodzie. Starłam je zewnętrzną dłoni i uparła się dłońmi przed mężczyzną.
- Tak? Co chciał? - zapytałam, udając, że niczego nie wiem.
- Mówił, że masz piękny głos i poprosił mnie żebym z tobą na temat porozmawiał. - powiedział ciepło, odkładając jakieś czasopismo, które prawdopodobnie należało do Danielle, na stół.
- Nie mamy o czym rozmawiać. To nie dla mnie.
- Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać, ale nawet nie wiesz jak to jest. Myślałem tak samo, kiedy byłem w twoim wieku, ale to pokochałem. Zresztą zrobisz co chcesz. - powiedział i wyszedł z kuchni. Czemu to wszystko musi być takie trudne? Z jednej strony nie mam ochoty być w tym zespole, a z drugiej chciałam z całego serca pomóc im. Czemu nikt nie może podjąć za mnie decyzji? 
Westchnęłam i wyszłam z domu. Podeszłam do beżowego do domu, a z garażu wydobywały się jakieś dźwięki. Weszłam do pomieszczenia, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. 
- Niech wam będzie. - krzyknęłam, przedzierając się przez te wszystkie dźwięki, a wszyscy spojrzeli na mnie. - Ale jak coś nie wyjdzie to odchodzę. - powiedziałam, a na ich twarzach pojawił się uśmiech.





Heeeejka!
Nareszcie jestem w domu!
Aż z przyjemnością mi się pisało ten rozdział :)

Nie mam zielonego pojęcia czy napiszę jeszcze jakiś rozdział przed świętami, więc:

WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH! <3

Mam nadzieję, że się podoba.

ps. Jak się wam podoba nawy wygląd ?

piątek, 29 marca 2013

Twenty.




Skończyłam i otworzyłam oczy, a oni mieli szeroko otwarte usta i oczy.




Wyszłam z łazienki, podeszłam do łóżka i wzięłam telefon do ręki. Odblokowałam klawiaturę i nacisnęłam na żółtawą kopertę.

' Dotarłaś już? Zadzwoń, napisz ;p Zayn :) '
 
Uśmiechnęłam się pod nosem i wybrałam numer chłopaka. Odezwał się po dwuch sygnałach.
- Halo? - usłyszłam jego zachrypnięty głos. Spojrzałam na zegarek. Była trzynasta cztery. Trzynaście minus sześć daje siedem. Becky idiotko tam jest siódma rano!
- Przepraszam, że cię obudziałam. - prawie krzyknęłam, a on się zaśmiał. Praktycznie wyobrażałam sobie jak teraz leży w łóżku i się smieje ze mnie.
- Nie szkodzi. Przecież sam napisałem, żebyś zadzwoniła. - powiedział i odchrząknął, zaraz po tym połykając ślinę. - I jak?
- Dobrze. Znalazłam go i teraz u niego zamieszkuję. Chyba wiem dlaczego ona była z nim szczęśliwa. Jest wspaniały. - odpowiedziałam, składając bluzkę i schowałam ją do szafy.
- Zakochałaś się w nim? - zaśmiał się, ale było słychać nutkę zazdrości. Teraz to ja miałam powód do śmiechu.
- No co ty! A co? Zazdrosny? - zaczęłam go wypytywać, stając na środku pokoju i kładąc sobie prawą rękę na biodrze.
- Ja? Przestań! - zaczął się ze mną kłócić. - Jak przyjadę do Londynu to musimy poważnie porozmawiać. - powiedział zupełnie poważnym tonem.
- Skoro tak. A nie możesz teraz mi tego powiedzieć?
- To nie jest rozmowa na telefon. Spotkamy się za dwa tygodnie. - powiedział obojętnie.
- Jak chcesz. - powiedziałam i westchnęłam. - Nie będziesz jechał od razu do Bradford?
- Zapamiętałaś. - zaśmiał się. - Nie. Z Londynu mam jeszcze jeden samolot, więc się spotkamy, a potem śmigam do domku. - wyrecytował. - Dobra mała. Muszę kończyć. Praca wzywa. Trzymaj się kochanie. - powiedział i posłał mi 'całusa'.
- Miłej pracy. - zaśmiałam się, a on się rozłączył. Pokręciłam się głową i odwróciłam się przodem do drzwi, gdzie stała Danielle. - Słyszałaś? - zapytałam z przerażeniem, a ona przytaknęla głową. Usiadłam na lóżku, a kobieta usiadła obok mnie. Objęła mnie ramieniem, a ja położyłam na jej piersiach głowę.
- Słodcy jesteście. - stwierdziła po chwili, a ja się od niej oderwałam.
- Ile jest między tobą, a Liam'em różnicy wieku? - zapytałam po kilkuminutowej ciszy.
- Pięć lat. - odpowiedziała i zmarszczyła brwi. Po chwili westchnęła. Chyba zrozumiała o co chodzi. - A ile jest między wami?
- Cztery. - odpowiedziałam i spojrzałam na nią. - Ludzie zawsze was akceptowali?
- Och słonko. Pewnie, że nie. - westchnęła. - Kiedy zaczęłam spotykać się z twoim ojcem miałam dwadzieścia dwa lata, a on siedemnaście. Początkowo sama twierdziłam, że to niestosowne i różne takie rzeczy, ale zaczęłam go bardziej poznawać. Stał się bardziej odpowiedzialny i męski. Gorzej było z naszymi rodzicami. Obie strony twierdzili, że jest między nami za duża różnica wieku, ale z czasem zmienili zdanie. A cztery lata, kochanie, to wcale nie tak dużo.
- Dziękuję. - znowu się do niej przytuliłam.
- Ale na moje oko tutaj nie chodzi o wiek. - powiedziała i przymknęła prawą powiekę.
- On jest moim nauczycielem angielskiego. - szepnęłam po chwili i spuściłam głowę. Nic nie powiedziała tylko ponownie mnie przytuliła. Po chwili usłyszałam zbliżające się kroki. Odskoczyłam od Danielle. - Tylko ani słowa Liam'owi. - szepnęłam, a ona przytaknęła.
- Co wy tutaj robicie? - zapytał Payne wchodząc do mojego pokoju. - Kotku miałaś tylko zawołąć Becky, potem sobie porozmawiacie. - powiedział i wyszedł.
- Zawsze jest taki? - zapytałam i wstała, a następnie poszłyśmy na dół.
- Nerwowy? - zapytała, a ja przytaknęłam. - Tylko i wyłącznie, kiedy gotuje. - odpoweidziała, a ja zaśmiałam się. Usiadłyśmy przy stole, a chłopak podał nam telerze z lazanią ze szpinakiem. Widząc zieloną maź na naczyniu od razu się skrzywiłam. - Tak samo zareagowałam pierwszy raz, ale spróbuj. Naprawdę dobre. - zachęciła mnie Danielle. Zgodnie z prośbą dziewczyny nałożyłam sobie kawałek na widelec i włożyłam do ust. No dobra miała rację. A raczej nie, bo to było pyszne.
 
 
*   *   *
 
Zbiegłam ze schodów i pobiegłam do drzwi. W pośpiechu zaczęłam zakładać trampki. Kątem oka zauważyłam nagie stopy Liam'a. Podniosłam wzrok, nie odrywając rąk od sznurówek, na mężczyznę, który opierał się o framugę, a ręce miał skrzyżowane na piersiach.
- Wychodzisz gdzieś? - zapytał, a ja odpowiedziałam mu krótkim 'mhm'. - Można wiedzieć gdzie?
- Zapomniałam imienia, ale pewnie wiesz o kogo mi chodzi: taki farbowany blondyn. - odpowiedziałam po chwili myślenia nad imieniem chłopaka.
- Niall. - stwierdził.
- O właśnie!
- Nie wróć późno. - powiedział ciepłym tonem.
- Jasne. Narazie. - powiedziałam i otworzyłam drzwi.
- Czekaj. - powiedział i ruszył za mną. - Masz. - dodał i podał mi mój telefon, zaśmiałam się z mojej głupoty.
- Dzięki. Teraz już naprawdę. Narazie. - powiedziałam i wyszłam. Schowałam telefon do kieszeni i szłam wzdłuż ulicy. Z dalek ujrzałam otwarte drzwi od garażu blondyna. Weszłam do środka, ale było tam pusto. Wyszłam z pomieszczenie i poszłam do drzwi frontowych. Zadzwoniłam na dzwonek, a po chwili drzwi mi otworzyła niska blondynka koło czterdziestki. - Ehm... Ja do...
- Niall! Do ciebie. - krzyknęla, a po chwili w drzwiach pojawił się blondyn.
- O jesteś! - krzyknął. - Wchodz do środka. - pociągnął mnie do środka, a następnie do salonu. Panował tam nieziemski harmider. Każdy robił co chwiał, grał na czym chciał. Usiadłam na pustym fotelu.
- A może ty, Becky, śpiewasz? - powiedział Josh, zauważając mnie.
- Nie. Nie umiem śpiewać. - odpowiedziałam, kręcąc głową.
- Spróbuj. - zachęcił mnie Niall.
- To nie jest dobry pomysł. - próbowałą się wywiązać, ale kiepsko mi to szło.
- Dawaj! - krzyknęła Ally, a ja westchnęłam.
 
 
I’m losing myself
trying to compete
with everyone else
instead of just being me
I don’t know where to turn
I’ve been stuck in this routine
I need to change my ways
Instead of always being weak*
 
Skończyłam i otworzyłam oczy, a oni mieli szeroko otwarte usta i oczy.
 
 
 
 
* jest to piosenka Demi Lovato - Believe in me.
W opowiadaniu Becky ma jej głos,
a Dem nieistnieje.
 
 
Trzeci rozdział dziś dodaje! No nie no!
Przesada!
 
Myślę, że się podoba. I znowu tak dużo dialogów!
 
 
 
 

Nineteen.




Skoro Danielle tak myślała o Harry'm, który ma dziewiętnaście lat, to jestem ciekawa, jak zareaguje na Zayn'a



Gdy się rozpakowałam, schowałam walizkę po łóżko, schowałam telefon do kieszeni i wyszłam z pokoju. Poszłam w kierunku schodów, a kiedy z nich zeszłam, weszłam do kuchni, gdzie przy stole siedział Liam, a na przeciwko niego Danielle i zawzięcie o czymś dyskutowali. Miałam wrażenie, że o mnie. Usiadłam obok kobiety i położyłam ręce na stole, patrząc to na mężczyznę, to na kobietę.
- Ja ty się właściwie tutaj dostałaś? - zapytała Dan, a ja zaśmiałam się na same wspomnienie, jak prosiłam Harry'ego, żeby mi kupił ten nieszczęsny bilet.
- Kolega mi kupił. - odpowiedziałam.
- Tak to się teraz nazywa. Kolega. - prychnął Liam. - A kolega ma osiemnaście lat?
- Dziewiętnaście. Dla ścisłości. - poprawiłam go, a dziewczyna siedząca obok otworzyła oczy szerzej.
- Zadajesz się z takimi starymi ludźmi? - zapytała.
- Nie. On jest taką moją pseudo rodziną. - odpowiedziałam na samą myśl o Styles'ie. Skoro Danielle tak myślała o Harry'm, który ma dziewiętnaście lat, to jestem ciekawa, jak zareaguje na Zayn'a, który za ma dwadzieścia lat na karku. Narazie postanowiłam im nic nie mówić. Po co ih denerwować?
- Pseudo rodziną? - powtórzył Liam, unosząc brwi.
- Za dużo tłumaczenia.
- Zauważ Liam, że możemy się od niej dużo nauczy. - zaśmiała się kobieta.
- Masz rację. Zaraz się dowiem, że moja córka umawia się z dwudziestopięciolatkiem i należy do mafii. - burknął mężczyzna.
- Aż chyba tak nie jest źle, prawda Becky?
- Pewnie. Dwadzieściapięć? Serio Liam? Za kogo ty mnie masz? - zaczełam. No co? Nie kłamałam. Zayn miał dwadzieścia. Poza tym nie będzie tak źle. Jakoś musi być.
Do moich nóg podbiegł Loki i zaczal drapac moje stopy. - Chyba przejdę się z psem. - dokończyłam i wstałam. Zawołałam psa i, wcześniej ubierając trampki oraz kurtkę, wyszliśmy na dwór. Szłam wzdłuż domków, przypatrywając się różnym kompozycjon kwiatowym w ogrodach. Kątem oka zauważyłam, że Loki zaczął oddalać się coraz szybciej. Szybko ruszyłam za nim, krzycząc jego imię. Ten jednak nie słuchał mnie i biegł dalej, aż w końcu wbiegł do jakiegoś garażu. Pognałam za nim. Zrezygnowana weszłam do pomieszczenia. Było tam kilka osób: dwie dziewczyny i trzech chłopaków. Wyglądało to jak jakiś pokój do prób. Był cały wypełniony instrumentami. Dziewczyny trzymały gitary, jedna elektryczną, druga bas. Jeden z chłopaków trzymał pałeczki do gry na perkusji, drugi stał przy keyboard'zie, a trzeci jedną ręką trzymał gitarę elektryczną, a drugą drapał Loki'ego po brzuszku.
- Co Loki? Znowu uciekłeś Liam'owi? - zapytał, wstając z podłogi. Teraz mogłam mu się dobrze przyjrzeć. Był ubrany w jasne, dżinsowe spodnie, jasną, rozciągnięta bluzkę na ramiaczkach z jakimś wzorkiem i adidasy tak zwane: nike. Swoje blond końcówki miał postawione na żelu, a niebieskie tęczówki oraz usta miał ustawione w literę 'o'. Dzięki czemu mogłam zobaczyć, że nosi biały aparat na zęby. - Nie jesteś Liam'em.
- Serio nie przypominam ci faceta? - udawałam zdziwienie.
- Nie. Kim jesteś? I co robisz z Loki'm? - zaczął zadawać mi pytania, a ja się trochę zmieszałam.
- Niall. Daj spokój. Już nikt nie może ich odwiedzić? - przerwała nam dziewczyna, która trzymała bas. Podeszła do mnie. - Przepraszam za niego. Czasami nie myśli. - powiedziała, a ja się zaśmiałam. - Jestem Margaret, ale mówią do mnie Maggie. - dodała i wystawiła do mnie dłoń.
- Becky. - odpowiedziałam i uścisnęłam jej dłoń.
- Chodź. - powiedziałam i złapała mnie za rękę, a następnie położyła swoją rękę na moim ramieniu i zaczęła przedstawiać mi resztę. - Gitara elektryczna - Allyson, ale wszyscy na nią mówą Ally, perkusja - Andy, klawisze - Josh i gitara klasyczna lub elektryczna - nasz idiota Niall.
- Przepraszam no. - jęknął blondyn. - Nie widziałem cię jeszcze nigdy tutaj, więc się zdziwiłem.
- Spokojnie. Jestetm tutaj pierwszy raz, więc masz do tego prawo. - powiedziałam i poklepałam chłopaka po ramieniu.
- Wiedziałem! - krzyknął brunet, prawdopodobnie Andy. - Widzisz Josh! Mówiłem, że ma amerykański akcent! - krzyczał, a ja zaczęłam się śmiać, po chwili dołączyła do mnie Maggie. Zaczęłam szukać wzrokiem mojego, to znaczy nie mojego tylko Liama, psa. Znalazłam go w ramionach blondynka. Wzięłam go i zapięłam, a następnie postawiłam na ziemi.
- Przyjdź potem, jak, no wiesz, zostawisz psa. Będziemy  tutaj. - rzuciła Ally, kiedy już wychodziłam.
- Nie zapomnę. - powiedziałam i się z nimi pożegnałam, a następnie wyszłam z garażu i poszłam w kierunku domu, ciągle się śmiejąc. - Od dziś chodzisz na smyczy. - powiedziałam do psa, gdy weszliśmy do domu.



 
 
Drugi juz w tym dniu!
za bardzo was rozpieszczam xd
ten rozdział jest strasznie nudny i
 mało w nim opisów, a za dużo dialogów ;c
 
Dziękuję za komentarze pod każdym postem!

Eighteen



Nie jesteś żadną pomyłką. Jesteś najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała




Danielle poszła, zobaczyć czy ktoś dzwonił, a ja odłożyłem laptopa i podążyłem za ukochaną. Podszedłem do drzwi i objąłem moją żonę w pasie. Naszym oczom ukazała się dziewczyna, wręcz nastolatka. Miała najwyżej siedemnaście lat, na co wskazywał jej wzrost, ale była w koturnach, więc ciężko było to ocenić. Stała z lekko uchyloną buzią, którą okrywały brązowe kosmyki długich włosów. Przyjżałem się jej dokładnie, a moje oczy zatrzymały się na oczach. Były błękitne. Błękitne, jak niebo.

' - Proszę panie Payne. Oto pańska córka. - powiedziała z uśmiechem pielęgniarka i podała mi maleństwo. Ująłem ją ostrożnie za tułów i główkę, przyglądając się jej. Oglądałem każdy centymetr, a nawet milimetr jej malutkiego ciałka, ale wzrok zatrzymał się na oczach. Przepięknych błękitnych oczach, o których nigdy nie będę zdołał zapomnieć.'

Moje oczy lekko się rozszerzeyły, ale dopiero po kilku minutach do mnie doszło kim ona jest. Nie mogłem w to uwierzyć, dopiero kiedy złożyłem wszystkie fakty do kupy.
- Jestem Becky. - powiedziała cichym tonem. - To znaczy Rebecca. - dodała już głośniej, dało się wychuć trochę nieśmiałości, ale wszysko zakrywał mocny, amerykański akcent. Spojrzałam na Danielle, ona na mnie również. Wiedziała kim ona jest. Nieraz opowiadałem mojej ukochanej o mojej przeszłości.
Czasami zatanawiałem się gdzie jest, co robi, jak wygląda. Nie mogłem o niej zapomnieć, nie umiałem, a teraz mam ją na wyciągnięcie ręki. Tej okazji nie mogę przepuścić, nie mogę znów jej stracić.
- Wejdź do środka. - powiedziałem ciepłym tonem i odsunąłem się od Dan, ustępując miejsca, dziewczynie, żeby weszła. Zaprowadziłem ją do salonu i usiedliśmy na kanapie, czekając, aż Danielle przyniesie coś do picia, o czym poinformowała mnie chwilę temu.


*   *   *
Usiedliśmy w salonie i siedzieliśmy w ciszy, czekając aż kobieta przyniesie nam napoje. Wnioskując po obrączce na mężczyzny palcu była to jego żona. Nie powiem pasowali do siebie, tworzyli piękny obrazek. Danielle, bo tak zwracał się do niej mój prawdopodobny ojciec, miała już u mnie jeden wielki munus. Tańczyła balet. Skąd to wiem? Gdy miałam rysować scenerię dla Louis'a do jego przedstawienia, ona obok uczyła dzieci podstawowych kroków baletu. Poznałam ją. Zresztą kto by nie poznał? Obznaczała się soimi kręconymi włosami i nieskazitelną urodą. Kobieta przyniosła dwie szklani, jedna wypełniona sokiem jabłkowyn, a druga porzeczkowym. Postawiła to na stole i opuściła pokój. Siedzialiśmy w ciszy. Szczerze mówiąc nie przemyślałam przyjazdu tutaj. To był idiotyczny pomysł.
- Nie powinnam była tutaj przychodzić. - powiedziałam i wstałam, a mężczyzna zrobił to samo i złapał mnie jedną ręką za ramię.
- Nie. Czekaj. Bardzo dobrze, że przyszłaś. - zatrzymał mnie, a po chwili ponownie usiedliśmy na sofie. - Przepraszam, po prostu niemogłem uwierzyć, że tutaj przyjechałaś. Tyle let cię nie widziałem, a teraz się tak po prostu zjawiasz. Nawet  nie wiesz jak się cieszę, że mogłem cię spotkać.
- Czemu pan mnie nie odwiedzał? Skoro pan tęsknił to czemu o mnie nie walczył pan? - zadawałam pytania, a do moich oczów cisnęła się słona ciecz.
- To nie tak. Jak wyjechałyście, miałem z twoją babcią układ: będę raz na miesiąc przyjeżdżał do Nowego Jorku cię odwiedzać, a ona, pod pretekstem spotkania z wnuczką, będzie cię zabierać i przekazywać mi na jeden, góra dwa dni. Jednak kiedy miałaś dwa latka relacje twojej matki z twoją babcią się pogorszyły, do tego stopnia, że się do siebie nie odzywały. Dla mnie to był koszmar. Nie mogłem cie odwiedzać, ani się z tobą widywać. Próbowałem się dogadać z twoją matką, ale ona miała to gdzieś. Wiedziałem dobrze, że się tobą nieinteresuje, ale nie mogłem nic zrobić - jest twoją matką. Nawet raz wystąpiłem do sądu, żeby oddali mi całkowitą opiekę nad tobą, ale przegrałem z pieniędzmi twojej mamy. A przecież bym się tobą zaopiekował, ale argumentem było to, że dziecko nie może się wychowywać bez matki. Bzdura. Razem z Danielle byśmy cię wychowali jak własną córę, pomagaliby nam też rodzce, ale to były brednie w stosunku do kwoty, jaką płaciła twoj matka sdziemu.  - zakończył i napił się soku porzeczkowego. Nie mogłam uwierzyć. To przez nią nie miałam normalnego życia, przez nią byłam targana przez pół świata, bo zachciewało jej się przeprowadzek, przez nią nie poznałam tego wspaniałego człowieka, jakim okazał się mój ojciec. Teraz to już pewne, że jej nienawidzę.
- Mogę ttutaj zostać? - zapytałam, podnosząc na niego wzrok.
- Narazie tak, ale wiesz, że będziesz musiała wrócić. - powiedział poważnym tonem, a ja się do niego przytuliłam, co on odwzajemnił.
- Nie chcę tam wracać. - powiedziałam odrywając się od niego. - Nie może pan znowu wystąpić o opiekę nade mną? Przecież mam już szesnaście lat.
- Zobaczymy. - powiedział i się uśmiechnął.
- Dziękuję panu. - odpowiedziałam, z lekkim skrępowaniem.
- Mów mi Liam, bo na tato to już chyba za późno. - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. Po chwili usłyszałam ciche odgłosy biegu, a zaraz po tym mały futrzak siedział obok moich nóg i je drapał. - Poznaj Loki'ego.
- Cześć Loki. - powiedziałam zmienionym głosem, biorąc go na rece. Zaczełam drapać go po brzuszku, on merdać ogonem. Zaśmiałam się widząc radość szczeniaczka. - Jak ty masz na nazwisko? - zwróciłam się do Liam'a.
- Payne. - odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi.
- To czemu ja się nazywam Moore?
- Może twoja matka chciała zapomnieć o mnie? A nazwisko by jej tylko o tym przypominało.
- Przypominało by jej też, że jestem najgorszą jej pomyłką. - dodałam.
- Ej, nie mów tak. Nie jesteś żadną pomyłką. Jesteś najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała. - odpowiedział i mnie przytulił, przy okazji miażdżąc Loki'ego.
- Kotku, daj odpocząć Becky. Jest pewnie zmęczona, po locie. - usłyszałam za sobą kobiecy głos, który należał do Danielle. Podeszła do mnie i pociągnęła moją prawą rękę, a następnie wspięłyśmy się na górę. Weszłyśmy do niewielkiego pokoju. Ściany były pomalowane na miętowy kolor, a pośrodku jednej z nich stało wielkie dwuosobowe łóżko. Pod dużym oknem stało białe biórko z laptopem, a obok niego dwie puste po brzegi szafy. - Mam nadzieję, że ci się podoba. - powiedziała po chwili. - Tak w ogóle mów do mnie Danielle. - powiedziała i wyszła.
Rozdział powstał dzięki @Real_Paradiise, ponieważ to ona mnie zainspirowała do tego,
żeby była perspektywa Liama.

Boże święty wpadam w samozachwyt.
Jak ja szybko dodaję rozdziały!
Niemożliwe.
Ale spokojnie to się skończy.
Jutro dodam ostatni rozdział. Prawdopodobnie tak bedzie.
Chyba, że dziś dodam jeszcze jeden rozdział, czego nie obiecuję.
Ale jest 12 dopiero, więc mam cały dzień przed sobą.
jakie zwierzenia xd
Ale pamiętajcie, że od 2 do 7 na 100% nie bedzie rozdziału, bo mnie nie ma ;p
A przez święta to jeszcze nie wiem.
Miłego czytania!

czwartek, 28 marca 2013

Seventeen.



Jego brązowe, jak czekolada oczy zniżyły się do mojego poziomu, a mnie odebrało głos i staliśmy w ciszy.
 





- Wstawaj mała. - usłyszałam cichy szept nad moim uchem. Cicho mruknęłam, ale kiedy przypomniałam sobie, gdzie jestem od razu podniosłam głowę i się rozejrzałam. Spojrzałam na chłopaka, a on się zaśmiał i pokręcił głową. – Masz za chwilę samolot. – poinformował mnie, a ja się zerwałam i poszłam w kierunku bramek. Usłyszałam za sobą głośne chrząknięcie. Odwróciłam się i spojrzałam na bruneta. – A moja zapłata? – zapytał sarkastycznie i poklepał się palcem po policzku. Wywróciłam oczami i podeszłam do niego. Wspięłam się na palcach i cmoknęłam go w policzek. – Uważaj na siebie. – szepnął i mnie przytulił. Odsunęłam się od niego i zaczęłam macać chłopaka. – Co ty odwalasz? – zapytał, odsuwając się ode mnie.


- Sprawdzam, czy nie jesteś chory. Dziwnie się zachowujesz.
- Jesteś fajną dziewczyną, jasne? - zaczął i ujął moją twarz.
- Harry. Skończ. - powiedziałam i zrzuciłam jego ręce z mojej buzi. - Na razie Styles. - rzuciłam i zostawiłam go samego.
*   *   *
Szłam środkiem ogromnej sali, ciągnąc za sobą dużą czarną walizkę. Odwracałam co chwilę głowę, słysząc ten cudowny akcent. Nie mogłam się tym nacieszyć. Z ust Zayn'a brzmiało to tak pięknie, a teraz jestem w miejscu, gdzie każdy tak mówi. Każdy oprócz mnie.
Wyszłam przez szklane drzwi, stając na środku drogi. Zawiał silny i zimny wiatr, muskając moją twarz oraz nagie przedramiona, na których od razu pojawiła się gęsia skórka. Naciągnęłam kurtkę na ręce i podeszłam do taksówki, która stała obok. Wsiadłam do samochodu, wcześniej włożyłam torbę do bagażnika, i poprosiłam kierowcę, żeby zawiózł mnie do pierwszego lepszego hotelu. Mężczyzna ruszył, a ja podziwiałam Londyn. Po kilku minutach stanęliśmy pod dość bogatym hotelem. Prawdę mówiąc do najgorszych nie należał. Zapłaciłam mężczyźnie i wyszłam, wcześniej jeszcze zabierając walizkę. Weszłam do budynku i podeszłam do długiej lady, nad którą pisało drukowanymi literami RECEPCJA. Oparłam się rękami o blat, a miło wyglądająca kobieta podeszła do mnie i zapytała się czy czegoś potrzebuję. Poprosiłam o jednoosobowy pokój, a ona podała mi klucz. Szybkim ruchem podeszłam do windy i nacisnęłam strzałkę w górę, a gdy ona przyjechała i drzwi się otworzyły, weszłam do pomieszczenia i nacisnęłam klawisz z numerem cztery. Po chwili byłam na miejscu. Przyłożyłam kartę (klucz) do klamki, a drzwi się otworzyły. Weszłam do środka i postawiłam walizkę na środku pokoju. Pomieszczenie nie było za duże, ale na jedną noc dało się przeżyć. Beżowe ściany, jasne podłoga, wielkie łóżko, telewizor, dwa stoliki nocne, szafka z książkami. Za bogato jak na pokój hotelowy. Poszłam do pomieszczenie obok, którym okazała się  łazienka. Uśmiechnęłam się i pobiegłam szybko do walizki i wyciągnęłam z niej ręcznik, który był na samym wierzchu i pobiegłam do łazienki, wziąć krótki prysznic. Następnie przebrałam się i wyszłam z pokoju, wcześniej go zamykając. Wyszłam z hotelu, przypatrując się ogromnej kolejce, która się gromadziła przed restauracją o nazwie: Little Angel. Nie patrząc na nic i na nikogo, szłam przed siebie. Oglądałam wystawy przeróżnych sklepów, a czasami do nich wchodziłam i coś przymierzałam, ale z reguły mi się to nie podobało, więc wychodziłam. Robiło się coraz zimniej i ciemniej, więc postanowiłam wracać do hotelu. Rozejrzałam się po bokach, ale nie miałam zielonego pojęcia, gdzie się znajduję. Okręciłam się wokół własnej osi i próbowałam sobie coś przypomnieć. Cokolwiek. W mojej głowie nagle pojawiła się pustka. Usiadłam na krawężniku i podparłam twarz na dłoniach, próbując sobie coś przypomnieć. Po chwili poczułam na swoim nosie kroplę wody, podniosłam głowę, a na moją twarz spadało coraz więcej kropli deszczu. Nie wiem za mnie tak nienawidzisz, ani co ci zrobiłam, ja tylko próbuję tylko być szczęśliwa!
Nagle poczułam coś ciepłego na ramionach. Podniosłam ponownie głowę, a moim oczom ukazała się wysoka brunetka. Podniosłam się tym razem cała i dokładnie się jej przyjrzałam. Wysoka, jasno brązowe włosy, na moje oko jeszcze nie farbowane, brązowe oczy i niewinny uśmiech.
- Co tutaj robisz sama? - zapytała swoim cichym głosem z akcentem.
- Zgubiłam się. - rzuciłam, a ona się zaśmiała.
- Chodź. - powiedziała i objęła mnie ramieniem, a następnie poszłyśmy do środka jakiejś kawiarni. Posadziła mnie przy stoliku, a po chwili przyniosła mi gorącą herbatę i usiadła naprzeciwko mnie. - Tak więc gdzie mieszkasz?
- Właśnie w tym problem, że nie pamiętam. - odpowiedziałam, upijając łyk herbaty.
- A jakiś szczegół, budynek, nic? - zapytała, a ja pokręciłam przecząco głową. Westchnęła. - Eleanor jestem, ale wszyscy mówią na mnie El. Zresztą jak wolisz. - rzuciła po kilkusekundowej ciszy.
- Rebecca, ale wolę Becky. - odpowiedziałam i się uśmiechnęłam. Zaczęłyśmy rozmawiać. O wszystkim. O ciuchach, chłopakach, nawet o pogodzie. - Little Angel! - krzyknęłam nagle. - Ta kawiarnia była naprzeciwko mojego hotelu.
- To chodź. Odprowadzę cię. - powiedziała i poszłyśmy. Znowu rozmawiałyśmy o wszystkim. Dowiedziałam się, że jest na ostatnim roku studiów, a w tej kawiarni pracuje dorywczo. Na koniec wymieniłyśmy się jeszcze numerami telefonów i poszłam do pokoju. Stwierdziłam, że muszę się wyspać skoro chce zmienić swoje życie.
*   *   *
Obudziłam się i od razu spojrzałam na zegarek. Dziesiąta pięć. Podniosłam się i przetarłam dłonią zaspane oczy. Wstałam i poszłam do łazienki. Umyłam twarz oraz zęby i wróciłam do pokoju. Otworzyłam walizkę i zaczęłam szukać w niej jakiś normalnych ubrań. Może nie normalnych, a stosownych. Wyciągnęłam jakieś ciuchy i się przebrałam. Zapięłam walizkę i wyszłam z pokoju, ciągnąc ją za sobą, przedtem jeszcze patrząc czy czegoś przypadkiem nie zostawiłam w pomieszczeniu. Wjechałam windą na dół i poszłam do recepcji, żeby oddać 'klucz' do pokoju oraz za niego zapłacić. Wyłożyłam pieniądze na ladę i wyszłam na zewnątrz. Wsiadłam do taksówki i podałam kierowcy adres, a on od razu pojechał w wyznaczone miejsce. Zatrzymał się pod małym i przytulnym, jasnym domkiem jednorodzinnym. Wzięłam walizkę i podjechałam pod drzwi domku. Zadzwoniłam na dzwonek, po chwili w drzwiach pojawiła się wysoka brunetka z burzą loków na głownie, a na jej ustach zagościł uroczy uśmiech. Stałyśmy chwilę w ciszy, a w tle usłyszałam zbliżające się kroki.
- Ktoś dzwonił? - usłyszałam męski głos, przybliżający się do nas. Mężczyzna podszedł do drzwi i objął kobietą w pasie. Był nieco wyższy od niej, a jego krótkie, jasno brązowe włosy były prawdopodobnie postawione na żel. Jego brązowe, jak czekolada oczy zniżyły się do mojego poziomu, a mnie odebrało głos i staliśmy w ciszy.

Siedemnasta część!
I jak domyślacie się kto stoi za drzwiami?
Hahaha no nie trudno się nie domyślić ;p
Spróbuję dziś napisać jeszcze jeden rozdział,
ale nie wiem czy go dodam dziś  czy jutro ;p
Miłego czytania!
 PRZEPRASZAM ZA WSZYSTKIE BŁĘDY,
ALE MÓJ KOMPUTER NIE CHCE ZE MNĄ WSPÓŁPRACOWAĆ :)
ps. 4 tysiące wyświetleń!
 AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!


środa, 27 marca 2013

Sixteen




Wiedziałam, że się na to zgodzi. Tylko idiota uwierzyłby, że będzie wierny mojej matce.



Wbiegłam do domu, zostawiając Harry'ego w tyle. Zdjęła w pośpiechu buty i poszłam w kierunku schodów.
- A zapłata? - usłyszałam za sobą, kiedy już miałam za sobą pierwszy stopień jasnych schodów. 
- Jeszcze mi się przydasz. - odpowiedziałam i pobiegłam na górę. Wyciągnęłam dużą, czarną walizkę spod łóżka i zaczęłam pakować do niej rzeczy. Po kilku minutach przypomniało mi się kilka rzeczy z lekcji geografii, której tak bardzo nienawidziłam: Londyn - jeden z najbardziej deszczowych miejsc na świecie. Więc po przemyśleniu wszystkiego zaczęłam wyciągać z szafy ciepłe ubrania oraz najpotrzebniejsze kosmetyki. Szybko podeszłam jeszcze do biurka i wzięłam jedną karteczkę samoprzylepną.


‘ Mamo!

I tak wiem, że cię nie interesuje, gdzie jestem i co robię, i że robisz to tylko na pokaz, ale piszę to tylko dlatego, żeby potem nie było nieporozumień. Wyjeżdżam. Jeżeli tak poważnie pomyślisz, to się domyślisz, gdzie jestem.

Becky’

 Napisałam i wyszłam, żeby nakleić jej to na drzwi, którymi zawsze wchodzi do sypialni. Następnie wróciłam do pokoju i zapięłam walizkę. Wyszłam ponownie z pokoju i zeszłam schodami na dół, ciągnąc za sobą torbę. Zatrzymałam się przed brunetem i uśmiechnęłam.
- Wyjeżdżasz gdzieś?  - zapytał, drapiąc się po głowie.
- Na wakacje. – odpowiedziałam i wciąż się uśmiechając, przechyliłam głowę na lewą stronę. Odwróciłam się i skocznym krokiem podeszłam do drzwi i je tworzyłam. Spojrzałam kątem oka na chłopaka, który swoją drogą nadal stał w tym samym miejscu i przypatrując mi się. – Idziesz  Styles? – zapytałam, a on jak oparzony podskoczył i podążył za mną.

*   *   *
- Znowu jesteśmy tutaj? – jęknął, parkując pod blokiem. – On tutaj mieszka, prawda?
- Nie ważne. – prychnęłam i wystawiłam mu język. – Czekaj tutaj. Zaraz przyjdę.
- Ja zwykle. – rzucił kiedy wychodziłam, a ja ignorując go zamknęłam drzwi od samochodu. Ruszyłam do bloku i od razu rzuciłam się na schody. Wspięłam się na odpowiednie piętro i zaczęła dzwonić w dzwonek do drzwi. Po chwili stanął w nich Zayn. Był ubrany w koszulę w kratę i ciemne kurki, a jego stopy przyozdabiały zielone skarpetki. Wpuścił mnie do środka, przelotnie całując w policzek. Stanęłam w przed pokoju i czekałam aż chłopak zamknie drzwi.
- Potrzebuję twojej pomocy. – wysapałam, zmęczona bieganiem po schodach, a jego twarz zamarła.
- Co się stało? Źle się czujesz? – zaczął zadawać pytania, kładąc ręce na moich ramionach.
- Nic mi nie jest. – powiedziałam i wyswobodziłam się z jego uścisku. – Potrzebuje pomocy, ale nie w tym sensie. – dokończyłam, a on zmarszczył brwi. –Kup mi bilet do Londynu. – dodałam, a on uniósł swoje kruczoczarne brwi i uchylił lekko usta. – Dziwnie to zabrzmiało. – stwierdziłam. – Chodzi mi o to żebyś go ‘kupił’, a ja za niego zapłacę. Muszę się tam dostać. – zaczęłam tłumaczyć, nakreślając cudzysłów.
- Nie mogę. Nie puszczę cię tam. – powiedział i potrząsał głową.
- Jeżeli chcesz żebym była szczęśliwa to zrób to. Proszę. – zaczęłam brać go na litość.
- Nie mogę. – powtórzył. – Jeżeli bym to zrobił, to wiesz jakie miałbym problemy? Nie skłamałbym, jakby mnie wsadzili za kratki. Chyba, że tego chcesz. – mówił i z każdym słowem zniżał się, żeby być ze mną na równi, a na końcu mnie pocałował.
- Pewnie, że tego nie chcę. – powiedziałam i odwzajemniłam pocałunek. – To do zobaczenia w Londynie. – pocałowałam go jeszcze raz i wyszłam na klatkę schodową.
- Becky. – zawołał, a ja się do niego odwróciłam. – Jak ty się tam dostaniesz?
- Coś wymyślę. Zobaczysz. – powiedziała, a on tylko się zaśmiał i pokręcił głową. Zbiegłam ze schodów i wparowałam do samochodu Harry’ego tak, że aż podskoczył i złapał się za serce.  – Pomożesz mi jeszcze w czymś. – stwierdziłam, a chłopak ruszył.

 *   *   *

- Czy ciebie już na naprawdę popierdoliło? – krzyknął brunet, gdy staliśmy na lotnisku i sprawdzałam loty z Nowego Jorku do Londynu.
- Uspokój się Styles, bo wszyscy się na nas gapią. – zaczęłam go uspokajać i pokazałam gestem, żeby się opanował.
- Jak mam się uspokoić? – krzyczał na całe lotnisko. Jestem pewna, że pewnie usłyszeli go w Los Angeles, a gdyby się ciutkę wysilił pewnie usłyszeli i by go w Japonii. – Okej. Powiedzmy, że ci je kupię, jako twój brat, ale jak ty sobie wyobrażasz przemknięcie przez ochronę w Wielkiej Brytanii? Rozpłyniesz się, a może wyparujesz?
- Ty się o to nie martw. Poradzę sobie. Twoja działka to kupienie mi biletów lotniczych nic więcej. – powiedziałam i się uśmiechnęłam. – Pomyśl sobie. Będziesz miał wolną chatę, dopóki mój mama nie przyjdzie. Pomyśl ile dziewczyn będziesz mógł zaprosić.
- Wchodzę w to. – powiedział od razu. Wiedziałam, że się na to zgodzi. Tylko idiota uwierzyłby, że będzie wierny mojej matce. – Ale ani słowa mamie. – powiedział i pokazał swój super seksowny wskazujący palec, a ja od razu mu przytaknęłam głową. Podeszliśmy do kasy i Harry, jako mój brat kupił mi bilety do Londynu. – Masz. – powiedział i podał mi kawałek sztywnego papieru. Spojrzałam na godzinę wylotu. Zostało mi jeszcze półtorej godziny. Razem z chłopakiem usiedliśmy na kanapie, która stała na holu. Moje oczy zrobiły się coraz bardziej ciężkie, a moja głowa opadła na ramię bruneta.






Jest drugi dzisiaj! Przepraszam, że bez zdjęcia i wgl., 
ale mój komputer nie chce ze mną współpracować ;c 
Mam nadzieję, że się podoba.

Fifteen





Mój cel - Londyn



Otworzyłam oczy i poczułam, że jakieś ręce leżą na mojej. Nie powiem było to miłe ponieważ, moje dłonie były lodowate, a tej osoby gorące. Podniosłam wzrok, a osobą która trzymała moją rękę był Zayn. Zayn Malik we własnej osobie.  Siedział na białym krześle, a głowe miał spuszczoną w dół i lekko pochrapywał. Wyglądało to cudownie. Ścisnęłam jego dłoń, a on w momencie otworzył oczy, wyprostował się i zaczał rozglądać na prawo  i lewo, aż w końcu jego czekoladowe oczy spoczęły na mojej twarzy.
- Becky. - szepnał i przysunął się bliżej, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
- Tak ja. - zaśmiałam się. - Długo 'spałam'?
- Dwie i pół godziny. - odpowiedział, a ja spojrzałam na łóżko, gdzie powinna leżeć Abbie. - Pojechała na zabieg. - powiedział, zanim zdążyłam zadać pytanie.


*   *   *


Weszłam do domu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zdjęłam buty oraz kurtkę, rzucając ją gdzieś do szafy. Weszłam do kuchni, gdzie moja mama i Harry jedli kolację. Podeszłam do lady, gdzie stał sok winogronowy. Wyciągnęłam z szafki szklankę i nalałam sobie soku.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie byłaś? - powiedziała, wstawając od stołu i podeszła bliżej mnie.
- I tak cię to nie interesuje. - powiedziałam i poszłam w stronę schodów.
- Nie powinnaś się tak odzywać do matki. - powiedział Harry, stając u boku mojej rodzicielki.
- A co ty możesz o tym wiedzieć? Nie znasz mnie. - powiedziałam, a potem przeniosłam wzrok na matkę. - I ty tak samo. - odpowiedziałam i weszłam schodami na pierwsze piętro. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i oparłam się o drzwi. Wypuściłam głośno ppowietrze z ust. Przetrwałam. Nigdy się tak do nikogo nie odzywałam. Byłam za mięka. Poszłam do łazienki puściłam wodę w wannie, a sama się rozebrałam i zebrałam włosy w kok.  Weszłam do wanny i zanurzyłam się tak, że wystawała mi już tylko głowa.
Muszę go znaleść. Znajdę go choćbym miała wyjechać na koniec świata. Będzie mi u niego lepiej niż tutaj. To jest pewne. Nawet jeżeli jest biedny i żyje z dnia, na dzień. Jest to lepsze, niż zycie w przepychu i w ogóle nie wiesz z kim mieszkasz.
Spojrzałam na zegarek w telefonie. Siedemnasta dwanaście. Wyszłam szybko z wanny, wypuszczając z niej wodę. Owinęłam się ręcznikiem i weszłam do pokoju. Wyciągnęłam z szafy granatowe spodnie i białą bluzkę z nadrukiem jakiegoś napoju. Wsadziłam telefon do kieszeni i szybko wyszłam z pokoju oraz zeszłam na dół. Weszłam do kuchni, gdzie siedział Harry i  zawzięcie z kimś esemesował. Oparłam na stole, tuż przed nim dłonie, a on pokoli podniósł na mnie te swoje zielone tęczówki.
- Chcesz się do czegoś przydać? - zapytałam się go i uśmiechnęłam się szeroko tak, że aż mnie szczęka rozbolała.
- Znów mam cię zawieść w jakieś dziwne miejsca? - jęknął, a ja wywróciłam oczami.
- No weź. Chcesz chyba żyć ze mną w zgodzie?
- Co z tego będę miał? - zapytał i uśmiechnął sie cwanie.
- Będziesz mógł spędzić trochę czasu z moją cudowną osobą. - odpowiedziała, a teraz on wywrócił swoimi oczami.
- Dostane całusa w usta. - zmienił 'temat' i pokazał na swoje usta.
- Policzek, Styles. - odpowiedziałam i zmierzyłam go wzrokiem.
- Niech będzie. - poddał się i wstał. Poszliśmy do przedpokoju. Ubrałam trampki,  kurtkę skórzaną i wyszliśmy z domu. Chłopak jak na dżntelmena przystało otworzył mi drzwi od samochodu, a sam usiadł na miejscu dla kierowcy. - To gdzie tym razem jedziemy? - zapytał, a ja podałam mu adres.
Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu.
- Zostań tutaj. - powiedziałam, gdy wychodziłam.
- Czemu ja zawsze zostaję w samochodzie? Czemu nie mogę z tobą wejść? - zaczął sie żalić.
- A chcesz poznać swoją teściową? - zapytałam i podniosłam jedną brew do góry, a on potrząsnął głową. - Tak myslałam. - powiedziałam i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Podeszłąm do drzwi dość dużej rezydencji i obejrzałam się za siebie. Harry dalej tam stał. Obróciłam się ponownie przodem do drzwi, a po chwili ukazała się w nich starsza pani, wycierająca ręce w różowy fartuszek.  Włosy miała przefarbowane na ciemno bordowy kolor, a pomalowane, na czerwono, usta odbierały jej lat.
- Rebbeca. - szepnęła i  przyłożyła sobię prawą dłoń do ust.
- Mogłabym z panią porozmawiać? - zapytałam, a ona odsunęła się ustępując mi miejca. Weszłam do środka domu i zdjęłam obuwie oraz kurtkę. Kobieta zaprosiła mnie do salonu i znikneła. Po chwili wróciła z tacą, na której była szklanka soku jabłkowego i trzy babeczki na talerzyku. Usiadła obok mnie na sofie i podała mi szklankę z napojem. Upiłam dwa łyki i postawiłam na szklanym stole. - Mogłabyś mi powiedzieć trochę o nim? - mówiąc 'nim' miałam na myśli nikogo innego, jak mojego ojca. Ona jedyna teraz mogła mi pomóc.
- Wszystko? - zapytała, a ja przytaknęłam. Kobieta westchnęła. - Wiedziałam, że kiedyś ten moment nadejdzie, ale myślałam, że twoja matka, będzie miała odwagę, by ci o tym powiedzieć. No więc,  kiedy twoja mama miała piętnaście lat przeprowadziliśmy sie do Londynu. Właściwie to musiliśmy, bo mój mąż, a twój dziadek został tak przeniesiony. Przez pierwsze kilka dni nie umiała się z nimi dogadać, ale potem poznała chłopaka, twojego ojca. Zakochała się w nim. Widziała wszystko przez różowe okulary. Była taka szczęśliwa, że nigdy nie widziałam tak szczęśliwej osoby. Wszytko było dla niej piękne. Randki, spotkania, szkoła, nawet sprzątała z przyjemnością. Nawet z dziadkiem polubiliśmy go. To był wspaniały chłopak, uczynny, miły. Trochę staroświecki, ale jej to w nim nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Kochała go za to. Nie umiała się doczekać każdego zpotkania. Wszystko było takie cudowne, dopóki nie przyszli i nie powiedzieli, ze twoja matka jest w ciąży. Nawet padły takie z ust twojej mamy jak: aborcja, na co z dzadkiem jej nie pozwoliliśmy, twój ojciec też jej nie pozwolił. Powiedział, że zaopiekuje się wami dwoma. Tak było. Przez miesiąc opiekował się tobą. Jeszcze nigdy nie widziałam chłopaka, żeby tak delikatnie i z miłością obchodził się z dzieckiem, niemowlakiem. Twój ojciec był muzykiem. Tak zarabiał i nie były to małe kwoty. Miał zespół, w którym był wokalistą i jeździł po całej Wielkiej Brytanii i Iralndii koncertując. Twoja matka tego nienawidziła, a kiedy postawiła twojemu ojcu, że albo ona, albo zespół powiedział zespół.  Oczywiście pisał do ciebie wiele listów i dzwonił wiele razy, ale za każdym razem twoja matka twierdziła, że sobie świetnie radzi, a tak wcale nie było. W końcu i od nas się odsunęła. - dokończyła i podeszła do szuflady. Wyciągnęła z niej jakąś kopertę i podała mi. - Przeczytaj. - szepnęła i wyszłam, a ja otwarłam kopertę i zaczęłam czytać:


' Droga Becky!

Jeżeli to czytasz to pewnie jesteś u babci i szukasz informacji na mój temat. Zanim jednak coś się o mnie dowiesz, chciałbym, żebyś nie miała o mnie zdanie, jako 'tego skończonego dupka, który was opuścił'.  Proszę cię bardzo, jeżeli chcesz się dowiedzieć, jak naprawdę było to przeczytaj to do końca.
Jak ci pewnie babcia opowiadała jestem muzykiem. Miałem własny zespół i występowałem przed ludźmi. Kochałem to. Mogłem temu poświęcić życie, bo dobrze wiedziałem, że chcę wiązać z tym przyszłość. Zapewne wiesz, że twoja matka dała mi wybór: ona albo zespół. Wybrałem zespół nie dlatego, że was nie chciałem. Było wręcz przeciwnie. Pokochałem cię od samego początku. Od twojego urodzenia. Jak wydałaś z siebie pierwszy dźwięk, pierwszy płacz, a kiedy zobaczyłem twoje przepiękne błękitne oczy, nie mogłem się im oprzeć. Były cudowne i nawet nie masz pojęcia co czułem, kiedy dowiedziałem się, że jesteś w Nowym Jorku, a nie tutaj - w Londynie, gdzie ja jestem.  Czułem ogromną pustkę, że was, że ciebie nie było. Byłaś najważniejsza w moim życiu, chociaż znałam cię miesiąc, nie byłem gdy dorastałaś, ale wiem, że gdzieś tam w środku masz dla mnie miejsce. Wiem, że może nie jestem tym wymarzonym ojcem, który zarabia miliony i nie ma wypasionej chaty, ani nic z tych rzeczy, ale moim zdaniem nie to się liczy.
Mam nadzieję, że zmieniłaś zdanie o mnie.
Pamiętaj nieważne jaka jesteś i co zrobisz, zawsze będe cię kochał,
Tata'

Złożyłam list na pół i starłam łzę z policzka. Do pokoju weszła babcia i podała mi mała karteczkę. Podniosłam się i popatrzałam się na nią. Uśmiechnęła się, co odwzajemniłam i otowrzyłam kartkę. Przeleciałam wzrok adres, a mój uśmiech stał się jeszcze bardziej szerszy. Mój cel - Londyn.







Cześć! I jest tuż piętnasty rozdział, który napisałam wczoraj,
ale internet internet tak wolno dziłał, że darowałam sobie.
Dziś nie wiem czy dodam nowy rozdział, bo jestem po tym badaniu
i szczerze mówiąc ledwo żyje, cały czas śpię.  
Ale spróbuje coś napisać i wrzucić tutaj ;p


wtorek, 26 marca 2013

Fourteen.



 
Rozpłakałem się. Jak małe dziecko. 



Jak tylko Zayn wyszedł z sali do pomieszczenia wparowała jakaś pielęgniarka. Podeszła do łóżka i spojrzała na moje dane, które leżały obok mnie na stoliku. Podniosła na mnie swoje szare oczy, a potem znów zaiwsiła sie na kartce.
- Nie możesz tu być. - powiedziała. - Pakuj się. Musisz się przenieść. - dodała i wyszła. Wstałam i wzięłam torbę oraz wszystko co leżało na szafce obo mnie. Zaścieliłam łóżka, na którym jeszcze kilka minut temu leżałam i wyszłam z sali. Przed drzwiami czekała ta sama pielęgniarka, co kazałą mi się spakować. Odwróciła się i poszła w gląb szpitala. Machnęła, dalej idąc do mnie tyłem, ręką, a ja za nią poszłam nadal trzymając wszystkie moje rzeczy w rękach. Przeszliśmy przez jakieś wielkie różowe i przyozdobione  różnymi postaciami z bajek drzwi i poszliśmy dalej korytarzem.
Ten szpital różnił się o wiele od tego, w którym przed chwilą leżałam. Wszystko tutaj było kolorowe, dostosowane do dzieci. Ściany miały odcień jasnej zieleni oraz ciemnego żółtego, a wszędzie na ścianch były poprzyklejane, taak jak na dzrwiach, bohaterowie najlepszych filmów animowanych czy kreskówek.
Podeszliśmy do ciemno zielonej lady, za którą stała szczupła i wysoka blondynka. Wzięła długopis do ręki i się uśmiechnęła.
- Proszę za mną. - powiedziała i poszła przez szeroki korytarz. Nawet nie zorientowałam się kiedy pielęgniarka, która mnie tutaj przyprowadziła poszła, więc jak już zostałam sama na korytarzu szybko podbiegłam do blondynki. - Tutaj jest twoja sala. - powiedziała, wchodząc do pokoju, gdzie były  dwa łóżka. Na jednym z nich siedziała dziewczyna. Jak na moje obo mogła mieć z dziewiętnaście tal, ale tylko ze wzglęgu na wagę. Poza tym miała piękną twarz: bursztynowe oczy, duże pełne usta, prosty nose, który pokrywało kilkanaście pieprzyków, długie kruczoczarne włosy. Siedziała na łóżku i pisała coś na telefonie, a spod kołdry wystawała tylko głowa i trochę szarego t-shirtu. Podeszłam do pustego łóżka i położyłam na nim torbę. Przez  chwilę patrzyłyśmy się na siebie .
- Jestem Becky. - powiedziałam i wystawiłam do niej prawą dłoń. Pierwszy raz zrobiłam pierwszy krok.
- Abbie. - odpowiedziała i uścisnęła moją dłoń.
- Dobra, dobra kochanie. Ty idź - wskazała na mnie. - kładź się do łóżka, a ty - wskazała na Abbie. - Masz się nie ruszać. Zaraz przyniosę ci kroplówkę. - dokończyła i wyszła. Zgodnie z rozkazem pielęgniarki położyłam się na łóżku i owinęłam kołdrą. Zaczęłyśmy z Abbie rozmawaić. Szczerze mówiąc jest strasznie miłą dziewczyn, ale jedna rzecz mnie zaskoczyła - mianowice ma piętnaście lat. To nawet mniej niż ja. Dziewczyna zaczęła opowiadać mi kawały, była naprawdę dobra w tym.
Po chwili do sali wbiegł zdyszany Zayn. Na jego widok jeszcze bardziej się zaczęłam śmiać. Chłopak stanął na środku pokoju i rozłożył ręce. Usiadł na łóżku i wbił swoje brązowe tęczówki we mnie.
- Szukałem cię. - rzucił i westchnął głęboko.
- No i znalazłeś. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
- To nie jest śmieszne. - powiedział, a ja jeszcze bardziej zaczęłam się smiać. Do pokoju weszła pielęgniarka, trzumając w rękach dwie butelki z wodą.
- Tutaj masz wodę z lekami przeczyszczającymi. - powiedziała i położyła je obok mnie na szafce. - Jeden kubek na pół godziny. - dołożyła, podeszła do drzwi i się odwróciła do mnie. - Nie zdziw się jak zamieszkasz w toalecie. - dodała i wyszła.


*   *   *
 
- Nie martw się. Nic mi nie będzie. - powiedziała. Powtarzała to co kilka minut, ale ja i tak się bałem.
- Panno Moore. Zapraszam. - powiedział lekarz. Dziewczyna wspięła się na palcach i pocałowała mnie w usta, a nastepnie poszła za lekarzem. Podszedłem i usiadłem na krześle obok sali. Ukryłem twarz w dłoniach, a po moich policzkach spłynęły łzy. Zwykłe, słone łzy. Nie mam pojęcia dlaczego. Może dlatego, że się o nią martwię? Że znaczy coś więcej dla mnie? Z pewnością. Nie jest dla mnie tylko zwykła uczennicą, ale przedewszystkim cudowną dziewczyną. Wstałem z krzesła i kopnałem je.
- Proszę się uspokoić, panie Malik. - pouczyła mnie jedna z pielęgniarek, a ja przytaknąłem i podszedłem do ściany. Zacinąłem dłoń w pięść i z całej siły uderzyłem w ścianem. - Powiedziałam coś. Proszę sobie usiąść i spokojnie poczekać. - powiedziała wychodząc z sali, w której była Becky. Było mi jej tak szkoda. Miałem ochotę tam wejść, zabrać ją i uciec z tamtąt, ale teraz w grę wchodziło jej zdrowię. I już nie jest tak kolorowo. Zrobię wszystko by była zdrowa, newet jeżeli będę mógł oddać jej jakiś mój orgam, który będzie jej niezbedny do życia.
Po chwili z sali wyszedł lekarz, a za nią na łóżku, które prowadziły pielęgniarki, leżała Becky.
- Nie teraz. - odpowiedział lekarz, kiedy do niego podszedłem. Obok mnie przewieziono Rebecce. Leżała tam, na tym łóżku taka bezbronna i słaba. Patrząc jak znika mi z oczów, przybliżyłem się do ściany, a następnie osunąłem się na ziemie i rozpłakałem się. Jak małe dziecko.
 
 
 
 
 
Witajcie! Przepraszam, że rozdział taki krótki i w ogóle, że są błędy, ale jestem na notebook'u. W dodatku pożyczonym. Niestety jak to w szpitalach bywa wszystko się przedłuża, a tutaj będę do soboty ;c
Ale bede dodawać, bo mam tego jakże cudownego notbuka xd. Jutro może się coś pojawi, ale wieczorem, bo mam te badanie ;p
Mam nadzieję, że się wam podoba ;p
 
 






niedziela, 24 marca 2013

Thirteen.



 Proszę się nie martwić. Panna Moore wyjdzie z tego. Obiecuję.



Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to biały sufit. Obróciłam głowę i drugie co zobaczyłam to były białe ściany, białe szafki i pielęgniarka sprawdzając coś przy oknie. Szpital. Najgorsze miejsce na świecie.
- Jak się czujesz kochanie? - zapytała kobieta podchodząc do mnie.
- Bywało lepiej. - odpowiedziałam i zamknęłam na chwilę oczy, ale po chwili je otworzyłam.
- Boli? - zapytała dotykając mojej prawej ręki. Cicho syknęłam i spojrzałam na na nią. Była od łokcia do nadgarstka pokryta bandaż.
- Trochę. - odpowiedziałam, a ona wyszła. 


*   *   *

Wbiegłem do szpitala, a następnie szybko podszedłem do recepcji. Gdy recepcjonistka usłyszała nazwisko Moore od razu wskazała ręką wgłąb korytarza. Powiedziała tylko: drugie piętro, sala dwadzieścia osiem. Od razu pobiegłem we wskazane miejsce, oczywiście zatrzymały mnie już dwie pielęgniarki z uwagą: to szpital, proszę nie biegać. Zignorowałem to i wszedłem do sali, gdzie leżała już Becky. Miała otwarte swoje błękitne oczka, a jej ręka, która była cała owinięta bandażem, leżała sobie swobodnie na pościeli. Podszedłem do niej i usiadłem na końcu łóżka. 
- Jak się czujesz? - zapytałem przenosząc wzrok z jej ręki, na twarz. Skrzywiła się.
- Czemu wszyscy pytają się mnie o jedno i to samo?! Czemu nikt nie może ominąć tego i zapytać się o coś innego?! - zapytałam podniesionym głosem.
- Już dobrze. - odpowiedziałem i pogłaskałem ją po głownie. - Nie możesz się teraz denerwować. Ważne, że jesteś cała. - dodałem i się uśmiechnąłem, a ona się zaśmiała.
- Nie całkiem. - powiedziała i podniosła 'zepsutą' rękę. - Co będziemy robić?
- Nie wiem. A na co masz ochotę? - odpowiedziałem, a dziewczyna odrzuciła kołdrę i usiadła po turecku na łóżku.
- Zjadłabym dobrego hot doga. - powiedziała po chwili i się uśmiechnęła szeroko, ukazując swoje urocze dołeczki. Westchnąłem i zaśmiałem się jednocześnie. Czego ta dziewczyna jeszcze nie wymyśli?
- Zaraz ci przyniosę. - powiedziałam, pocałowałem ją w policzek i wstałem.
- Czemu tutaj? - zapytała i pokazała palcem na swój policzek.
- Bo uwielbiam jak się uśmiechasz i twoje dołeczki. - odpowiedziałem i wyszedłem z sali.


*   *   *

I wyszedł. Zostawił mnie samą, ale nie byłam za to zła. Wręcz przeciwnie. Gdzieś tam w środku skakałam z radości i cieszyłam się, że to tak powiedział. Cieszyłam, że byliśmy... No właśnie. Kim? Kim my dla siebie byliśmy? Przyjaciółmi? Kolegami? Parą? Nie miałam zielonego pojęcia, ale jak na razie postanowiła mówić do niego Zayn. Tak po prostu.
Wyciągnęłam z torebki, która leżała na szafce obok biurka, telefon i odblokowałam go. Zero nieodebranych połączeń, zero wiadomości. Widać jak rodzina się o mnie troszczy, ale moja matka to była moja jedyna rodzina, a ona teraz ma Harry'ego. Na rodziców mojej matki, czyli moich dziadków, nawet nie mogę liczyć, że się do mnie odezwą. Oni uważają mnie jako pomyłkę, wpadkę. A nikogo innego nie znam od strony mamy. Chyba zacznę szukać kogoś od strony mojego drugiego rodzica. 
Do sali wpadł zdyszany Malik. W lewej ręce miał dwa hot dogi, a w drugiej jedną butelkę pepsi. Podszedł do mnie i usiadł ponownie na łóżku. 
- Gdzieś ty był po tego hot doga? W Chinach? - zapytała, udając obrażoną.
- Kolejki były. - odpowiedział i podał mi moją kolację. - Nie wiedziałem czy wolisz musztardę, czy ketchup, więc wziąłem wszystko. - dodał i się uśmiechnął, a następnie podał mi obie przyprawy w pudełeczkach. Wzięłam pudełeczko z czerwona mazią, a potem wylałam ją sobie na hot doga i zaczęłam go pochłaniać. Po chwili usłyszałam dźwięk tłumionego śmiechu.
- Co znowu? - zapytałam, a on wyciągnął z kieszeni serwetkę.
- Jesteś brudna. - powiedział i zaczął wycierać moją twarz. Czułam jak moja twarz robi się czerwona. Spuściłam głowę, mając nadzieję, że chłopak tego nie zauważył. - Słodko wyglądasz, kiedy się rumienisz. - powiedział. Czy on wszystko widzi?! Zaśmiałam się i pokręciłam przecząco głową.
- Za bardzo mi słodzisz.
- Co mam zrobić!? Taka jest prawda. - odpowiedział, śmiejąc się


*   *   *

- Idę porozmawiać z lekarzem, a ty tutaj zostań. - powiedziałem i wyszedłem z sali. Na przeciwko sali Becky, były drzwi z napisem: Lekarz oddziału. Zapukałem w te drzwi, a kiedy usłyszałem ciche 'proszę' wszedłem do środka. Lekarz, wywnioskowałem to po białym 'płaszczu', podniósł głowę i się uśmiechnął, a następnie wskazał miejsce obok biurka. - Dzień dobry. Ja w sprawie Rebecci Moore. Chciałbym się dowiedzieć, kiedy będzie ją można zabrać do domu. - powiedziałem, a uśmiech mu zszedł z twarzy. Po jego minie można się było spodziewać wszystkiego. Oparłem ręce na biurku i zawzięciu wpatrywałem się w mężczyznę.
 - No i właśnie tutaj jest problem. - powiedział i złożył swoje dłonie. - Podczas robienia badań zaistniało podobieństwo o chorobie genetycznej, którą odziedziczyła od swojej matki bądź ojca. To polipowatość jelita grubego. W takim wieku jak nasza pacjentka, jest to jeszcze niegroźne, ale czym będzie starsza tym będzie gorze. - mówił, a moja twarz coraz bardziej kamieniała. - Ale proszę się nie martwić, dziewczyna wyjdzie z tego i będzie żyć. Chodzi nam głównie o to, żeby funkcjonowała normalnie, więc pojutrze zrobimy jej badanie, które nam pokaże czy te polipy tam są czy nie. A dziś i jutro będzie piła płyny przeczyszczające, żeby jelita i żołądek były czyste, więc proszę nie podawać jej nic do jedzenia, ani picia, z wyjątkiem wody. - powiedział, a ja przeczesałem dłonią włosy. - Proszę się nie martwić. Panna Moore wyjdzie z tego. Obiecuję.





Heeej!
Rozdział jest:
- krótki
- nudny
- bezsensu

Jeżeli chodzi o 'chorobę' Becky to niema się czym martwić, 
jest to moja choroba  i jak coś nie jest zmyślona :)

Uzależniłam się od pisania nowych rozdziałów. 
To opowiadanie jest dla mnie jak dziecko
i nie mam pojęcia jak wytrzymam te trzy dni bez was ;c


ps. jeżeli chodzi o gifa, to przepraszam, 
ale właśnie tak sobie wyobrażam, jak Becky je xd

sobota, 23 marca 2013

Twelve.



Rozłączyłem się i wybiegłem z domu, zabierając po drodze kluczyki do motoru i kurtkę. 



Jednym ruchem włożyłam wszystko do pudła i wyszłam ze strychu. Pobiegłam do mojego pokoju i położyłam się na łóżku.
Jak ona mogła?! Przecież jesteśmy rodziną! Dobrze wiedziałam, że mnie nie lubi, i że stara się spędzić ze mną jak najmniej czasu, ale aż do tego stopnia, że życzy mi śmierci?! To jest moim zdaniem choroba. I pewnie obwinia mnie za to, że go straciła. Straciła mojego ojca przeze mnie. Tak przynajmniej się jej wydawało.
Przekręciłam się na prawy bok i podłożyłam obie dłonie pod głowę. Po policzku spłynęła mi łza, a za nią następna. I kolejna. Nie ścierałam ich. Nie miałam takiej potrzeby. Pozwoliłam, żeby sobie płynęły po mojej twarzy, jeszcze bardziej ją masakrując, aż zasnęłam.


*   *   *

 Obudziłam się i spojrzałam w sufit. Przekręciłam głowę w bok i wzięłam telefon do ręki. Była godzina dziewiętnasta czterdzieści trzy, ale mnie to nie obchodziło. Na wyświetlaczu pisało: siedem nieodebranych wiadomości od Zayn, szesnaście nieodebranych połączeń od Zayn. Uśmiechnęłam się, ale położyłam na łóżku komórkę i poszłam się ubrać. Umyłam twarz. Miałam już dosyć mazgajenia. Pomalowałam swoje rzęsy i zrobiłam czarną kreskę na powiece oraz nałożyłam cienką warstwę pudru na policzki. Wzięłam telefon do ręki i wyszłam z mojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Zbiegłam po schodach i chciałam otworzyć drzwi, ale nie mogłam. Nacisnęłam jeszcze raz klamkę, ale efekt był taki sam. Super zatrzasnęłam się we własnym domu! Oparłam się plecami o drzwi i po nich zjechałam. Podciągnęłam nogi pod brodę i oparłam na kolanach głowę. Rozpłakałam się. Znowu się rozryczałam. Czasami myślę, że tylko to potrafię w życiu - płakać. Podniosłam głowę i spojrzałam przed siebie. Na ścianie wisiało moje zdjęcie z moją mamą. Zacisnęłam usta w linijkę i się  podniosłam. Pociągnęłam za klamkę, ale zamiast się otworzyć ona została mi w rękach. Rzuciłam ją na podłogę i sięgnęłam do torby, po to aby wyciągnąć wsuwkę z niej. Zaczęłam grzebać nią w zamku, aż się w końcu udało. Po kilkunastu minutach byłam wolna. Zabrałam torbę i pobiegłam szybko do samochodu. Wsadziłam kluczyk do stacyjki i przekręciłam. Wyjechałam z mojego podjazdu i pojechałam w głąb miasta. Stanęłam na światłach i czekałam, aż czerwone światło zmieni się na zielone. 
Nagle usłyszałam głośny huk, a następnie dźwięk tłuczonego szkła.


*   *   *

Wszedłem do domu i rzuciłem kluczyki od motoru na komodę. Przeszedłem do salonu i usiadłem na kanapie półleżąc. Oparłem się i przykryłem twarz dłońmi. Nie mogłem się pogodzić z tym co właśnie zrobiłem. Ona - nieletnia dziewczyna, która zazwyczaj myśli o jednym. I ja - stary i naiwny idiota, który rozdziewiczył nastolatkę. Stało się to wczoraj, a ja wciąż o tym myślą i szczerze mówiąc nie żałuję skutków, bo zaczyna mi się coraz bardziej podobać, ale nie zmienia to faktu, że jestem jej nauczycielem od angielskiego. 
Ale przyznać każdy musi, że jest słodka, szczególnie wtedy kiedy wpycha sobie to jedzenie do buzi, albo jak śpi. Tego to już nikt nie pobije. Jest najsłodszą śpiącą dziewczyną na ziemi. Miałem wrażenie, że gdybym teraz wyjechał, to bym strasznie za nią tęsknił. Szkoda tylko, że za niedługo to się stanie. Będziemy musieli się rozstać i o sobie zapomnieć, bo przecież nie przetransportuję jej z USA do Wielkiej Brytanii. Przyjechałem tutaj tylko na miesiąc. Praktyki, albo jak kto woli - wymiana. Chyba tego nie przeżyje. Nie fizycznie, a psychicznie. 
Wziąłem kartki i zacząłem sprawdzać kartkówki. Czasami nie potrafiłem zrozumieć, że ktoś nie potrafi nawet podstaw.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Halo? - zapytałem, odkładając kartki i długopis obok siebie.
- Nazywam się Brandon Clein, jestem wyższym komendantem policji w Nowym Jorku. Czy rozmawiam z  panem Zayn'em Malikiem? - odpowiedział, a ja zamarłem.
- Tak. O co chodzi? 
- W związku, że to pan się ostatnio kontaktował z panną Moore, chciałbym pana poinformować, że panna Rebecca Moore leży w szpitalu. - odpowiedział, a ja zawiesiłem wzrok na ścianie przede mną. Rozłączyłem się i wybiegłem z domu, zabierając po drodze kluczyki do motoru i kurtkę. 






I jest już drugi! Jest krótki, ponieważ to jest wprowadzenie ;p
Mam nadzieję, że się podoba ;p
Pewnie domyślacie się co się stało xd
Od razu mówię, że to nic poważnego :)