poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Twenty - seven.





 Mam to gdzieś. Byle by płaciły.



Zapach palonego drewna unosił się w całym domu. Zmarszczyłam nos i przewróciłam się na brzuch, przykładając twarz do poduszki. Usłyszałam trzaski drzwi, a zaraz potem głośne odgłosy stąpania po moich jasnych panelach.
- Becky! Obudź się! - usłyszałam krzyk dobrze znanej mi osoby. - Proszę nie rób mi tego! Wstawaj! - dodała, połykając swoje łzy oraz jąkając się. Starałam się otworzyć oczy, ale były one tak strasznie ciężkie. Tak samo, jak moje ciało. Nie miałam siły na podniesienie, choćby palca.
- Proszę się od niej odsunąć! - usłyszałam ciężki, męski głos, a zaraz po tym jego ręce chwyciły mnie pod plecami oraz kolanami i prawdopodobnie wyszliśmy. W jednym momencie uderzyłam mnie fala ciepłego i świeżego powietrza. Płytko wciągała i wypuszczałam powietrze, poddając się zupełnie właścicielowi rąk, które mnie niosły. Zostałam położona na niezbyt miękkim łóżku, a zaraz po tym usłyszałam huk zamykanych drzwi samochodowych oraz poczułam jak samochód, w którym najwyraźniej byłam, odjeżdżał. Nieprzyjemne i głośne dźwięki, które wydostawały się z samochodu, niektórym znane jako syreny, dawały wycisk moim uszom.  Po chwili wywnioskowałam, że stanęliśmy. Drzwi się otworzyły a ja na, prawdopodobnie, kozetce wyjechałam z auta i wjechałam do jakiegoś pomieszczenia. Fala ciepła i zaduchu uderzyła we mnie jak nigdy dotąd. Stanęliśmy, a ja mogłam tylko usłyszeć takie komendy jak: 'podaj kroplówkę!', 'ruszcie się! jak będziecie to robić w takim tempie to ona umrze!'. Na to ostatnie, aż się wzdrygnęłam wewnętrznie. Poczułam, że ktoś mi wbija igłę w zewnętrzną część nadgarstka. Czując zapach krwi, od razu straciłam przytomność.


*   *   *

Usłyszałam jak ktoś pociąga nosem i pasuje moją prawą rękę. Niezdarnie zgięłam dwa palce i powoli otworzyłam oczy. Spojrzałam na brunetkę z lekkimi blond pasemkami na głowie.Słabo się uśmiechnęła, jak tylko zobaczyłam osobę, którą znałam prawie od zawsze. Rzuciła się na mnie z otwartymi ramionami i nacisnęła na mnie całym ciężarem swojego ciała. Nie żeby była gryba czy coś, ale siłę to ona ma. Jęknęłam cicho, a ona szybko wróciła na swoje miejsce, powtarzając  ciągle 'przepraszam'.
Nagle przypomniało mi się coś: brunet, ciemna karnacja, kruczoczarne włosy postawione idealnie na żel; blondyn, blada cera, porcelanowy aparat na zęby; brązowe loki, około metr osiemdziesiąt pięć, chrypka.
- Gdzie jest Niall? Zayn? - zapytała i głośno przełknęłam ślinę. - Harry? - dodałam szeptem. 
- Kto? - powiedziała i dotknęła mojego czoła. - Kochanie, jesteś zmęczona. Odpocznij trochę.
- Nie, Dan. Ja pytam naprawdę. Gdzie oni są? Gdzie Liam? - wypływam ją, jednocześnie siadając na łóżku.
- Skarbie. Nie mam zielonego pojęcia o kim ty mówisz, ale lepiej będzie jak się położysz. - powiedziała i wstała. - Przyniosę ci coś do picia. - dodała i wyszła. 


*   *   *

- No i gdzie my niby mamy się podziać? - krzyknęła Danielle, wychodząc ze szpitala, a ja usiadłam na krawężniku. Oparłam głowę na kolanach i zamknęłam oczy. - Zabrali nam dom, ze szpitala wyrzucili i gdzie my mamy teraz iść? - dalej krzyczała, śmiesznie gestykulując, a ja zawiesiłam wzrok na słupie ogłoszeniowym. Moją uwagę przykul nagłówek: ' WYNAJMĘ POKÓJ!'. Od razu podeszłam do betonowego słupa i zapisałam numer, który  był napisany na kartce. 
Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał i ... nic. Jeżeli szukasz Louis'a to zapewne śpi; Zayn'a - to życzę ci powodzenie, a jeżeli mnie to jestem w sklepie obok. Zaśmiałam się i zapisałam adres w notatce, na komórce. Podeszłam do przyjaciółki i pociągnęłam ją, idąc w wyznaczone miejsce.


*   *   *

Zapukałam do drzwi raz. Drugi. Trzeci. Nic. Nikt nie otwierał. Usiadłam na schodach,a Danielle zrobiła to samo, tyle, że o jeden schodek niżej.
Zza rogu wyłoniła się dziewczyna. Wysoka brunetka. Długie nogi, włosy, piękne usta oraz oczy. Zupełne przeciwieństwo mnie. Kojarzyłam ją skądś, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Podeszła do schodów i popatrzyła się na nas, jak na idiotki. No dobra wyglądałyśmy tak.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytała ciepłym tonem. Uśmiechnęłam się, ten głos wydawał mi się strasznie znajomy. Zapadła cisza, a żadna z nas nie miała zamiaru odpowiedzieć.
- Chciałybyśmy... To znaczy jesteśmy zainteresowane tym pokojem co chciałaby pani wynajmować. - wydukałam po chwili namysłu. Brunetka się zaśmiała.
- Jestem Eleanor. A co do pokoju, to chodźcie. - powiedziała i nas wyminęła, otwierając drzwi do mieszkania. Weszłyśmy do środka ilustrując wzrokiem każdy centymetr powierzchni.
- Rebecca. - wyjąkałam, rozglądając się. Weszłyśmy za Eleanor do salonu. Zaczęła nam pokazywać co znajduje się w poszczególnych zakamarkach. Nagle usłyszałam huk zamykanych drzwi,a następnie jak ktoś rzuca klucze na ziemię razem z kurtką. Do pokoju wszedł ktoś. Obróciłam się i zobaczyłam jego. Ciemna karnacja, kruczoczarne włosy postawione na żel, biały t-shirt, ciemne spodnie z niskim krokiem i nagie stopy. Rozpoznałam go od razu. Pojawił się w moim 'śnie'. Zayn.
- Oo... - zdziwiła się współwłaścicielka mieszkania. - Zayn, jesteś. To jest Rebecca i...? Jak masz na imię? - zwróciła się do mojej przyjaciółki.
- Danielle. - odpowiedziała i rzuciła jej uśmiech.
- Rebecca i Danielle. Prawdopodobnie będą u nas wynajmować pokój. Co ty na to? 
- Mam to gdzieś. Byle by płaciły. - rzucił brunet i poszedł schodami na górę.
- Przepraszam za niego. - zaśmiała się dziewczyna. - Zostańcie tutaj na noc, a rano porozmawiacie z Louis'em - właścicielem mieszkania - i wszystko ustalicie. - powiedziała i zaprosiła nas do naszej nowej sypialni.




Zanim cokolwiek napiszę tutaj chcę podziękować mojemu bratu,
 który napisał ten rozdział. To znaczy ja mu go dyktowałam, a on pisał. 
Niestety znowu jestem w szpitalu i ledwo się trzymam,
 a on zgodził się (o dziwo zaproponował to) mi go napisać. 
Dziękuję Ci <3
+ gdyby nie on nie bylibyście o tym powiadomieni :)

Teraz ode mnie: 
wiem, że jest nudno, ale spróbuję rozkręcić akcję :)

sobota, 20 kwietnia 2013

Twenty - six.




Nie wiem co we mnie wstąpiło. Przepraszam Harry.



Siedziałyśmy razem z Danielle, w jadalni oczekując Liam'a. Aż przyjdzie i powie, że ma pomysł, aby mnie tutaj zatrzymać, że nie pozwoli mi wracać bo tego piekła. Jedyne szczęście, że Tommy nie musiał tego oglądać. Danielle postanowiła go szybko odprowadzić do państwa  Horan. Podskoczyłyśmy, kiedy ktoś przekręcił zamek dwa razy, a drzwi się otworzyły. Do kuchni wpadł zdyszany Liam i rzucił na stół jakiś świstek papieru, który jego żona od razu wzięła do ręki. Przejechała wzrokiem po papierze, i odłożyła go na miejsce.
- Kochanie, ale wiesz, że w tej sytuacji to nic nie da? - powiedziała, wstając i go objęła w talii.
- Jak na tą chwilę nie, ale za dwa tygodnie owszem. - odpowiedział i cmoknął ją w usta. W domu rozbiegł się dźwięk dzwonka do drzwi. Spojrzałam na zakochanych, a oni na mnie i w trójkę poszliśmy otworzyć drzwi. Stanęłam za Liam'em tak, że nie było mnie widać. Gdy mężczyzna otworzył drewniane drzwi, wychyliłam lekko głowę. Moim oczom ukazała się moja matka, Harry, potocznie zwany Styles, i dwóch panów w mundurach.
- Widzi pan? To on porwał moją córkę! - krzyknęła, udając nadopiekuńczą matkę, wskazując na Liam'a. Spojrzałam, na Harry'ego, który stał za moją mamą, i razem wywróciliśmy oczami. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że odstawiała jakąś szopkę. 
- Niech się pani uspokoi, my się wszystkim zajmiemy. - powiedział z poirytowaniem jeden z policjantów. Wszyscy weszli do holu, ale każda para oczów w tym domu była skupiona na mnie. - Więc jak się tutaj dostałaś? - zapytał po chwili wyciągając notesik z kieszeni oraz długopis i zaczął coś notować.
- Samolotem . -odpowiedziałam, a mężczyzna się zaśmiał.
- To oczywiste, chodziło mi raczej kto ci kupił bilet? - powiedział po chwili, a ja się zawahałam, no bo co miałam mu powiedzieć? Spojrzałam na lokatego, a on się tylko uśmiechnął
- Kolega mi kupił. - odpowiedziałam, a policjant znów dostał napadu śmiechu.
- A kolega ma osiemnaście lat? - zapytał zupełnie tak, jak Liam pierwszego dnia. Pokiwałam głową, a on to wszystko pisał. - Więc poproszę imię i nazwisko kolegi. - dodał, a moje oczy wyglądały teraz, jak małe talerzyki. Spojrzałam na Harry'ego. Wciąż na jego twarzy widniał uśmiech. Przytaknął głową, a ja wypościłam, wcześniej nabrane, powietrze z ust.
- Ha-Harry Styles. - wyjąkałam.
- A więc to ty! - krzyknęła moja matka, odrywając się od Styles'a. - Jak mogłeś?
- Zrobiłem to tylko po to, żebyśmy mogli spędzić trochę czasu razem. - wymruczał dość głośno chłopak. Moje śniadanie podeszło mi do gardła, bo doskonale wiedziałam, że kłamał. Jestem tylko ciekawa ile lafirynd sprowadził do domu.
- Wracając do ciebie Rebecca. - rzucił policjant, odwracając się do mnie. - Czy jesteś tutaj przetrzymywana siłą?
- Nie. - odpowiedziałam znudzona.
- Jesteś wykorzystywana do niestosownych rzeczy?
- Jeżeli zmywanie się nie liczy, to nie.
- Czy ten mężczyzna - wskazał na Liam'a. - robił ci coś niestosownego, bądź dotykał cię w...
- Niech pan nie robi z mojego ojca pedofila! - warknęłam. - To jeden z najbardziej uczciwych ludzi na świecie!
- W takim razie nasza robota się tutaj kończy. - odpowiedział.
- Jak to? I to wszystko? Nie zamkniecie go? - zaczęła krzyczeć kobieta, która w akcie urodzenia jest wpisana, jako moja matka. Policjanci ją wyminęli i wyszli z domu. - Nie zostaniesz tutaj ani chwili dłużej. - dodała i poszła w stronę schodów.
- Dlaczego? - krzyknęłam za nią, a ona się obróciła do mnie. - Bo czuję się tutaj dobrze, bo znalazłam kogoś kto się mną interesuje? A może boli cię to, że jestem gdzieś szczęśliwa, a ty nie masz nad tym kontroli?
- Uwierz mi dziecko: mam nad tobą kontrolę, ponieważ jesteś moją córką! - powiedziała, zmniejszając dystans między nami.
- Nie skończyłam! - powiedziałam już normalnym tonem. - Dlaczego chcesz to zniszczyć, przecież miałabyś cały dom dla siebie i dla tego swojego kochasia!
- Ja nadal tu jestem. - przypomniał o sobie Harry. Odwróciłam się i zmierzyłąm go wzrokiem.
- Nie przerywaj mi! - zwróciłam się do niego i wróciłam do matki. - Nie mam zielonego pojęcia, po co ubzdurałaś sobie, że jak będziesz się mną 'opiekować' to zaimponujesz temu idiocie. Nie wiem czy jesteś taka ślepa, albo Bóg wie co jeszcze. Gdybyś nie miała tych wszystkich pieniędzy Harry by na ciebie nawet nie spojrzał! Mogę się założyć, że na boku ma jedną, jak i nie dwie laski.
- Przestań! - Zazdrościsz mi!
- Czego? Tej różnicy wieku? Daj spokój! Mój... - no właśnie kim dla mnie był Zayn? Chłopak? Przyjaciel? Kolega? - Osoba z którą się spotykam ma więcej lat niż on. - dokończyłam, a ona pobiegła na górę.
- Czy tobie już kompletnie odbiło? - krzyknął Harry, podchodząc do mnie.
- Ja... Nie wiem co we mnie wstąpiło. Przepraszam Harry. - szepnęłam, a po chwili ze schodów zbiegła moja matka z walizką. Moją walizką. Pociągnęła mnie za ramię i wyszłyśmy z domu. Krzyczałam, żeby mnie zostawiła, ale nic to nie dawało. Musiałam się już pogodzić, że nigdy nic nie jest po mojej stronie.



piątek, 19 kwietnia 2013

Twenty - five.




 Masz przerąbane. Radzę ci się już pakować.



- Mogłabyś się pośpieszyć? - rzuciłem poddenerwowany do blondynki, która właśnie obierała swoją zwiewną, beżową sukienkę. Nerwowo wyjrzałem przez okno, przygryzając przy tym wargę i mierzwiąc dłonią swoje gęste loki, tak, że układały się teraz w każdą inną stronę.
- To może być mi pomógł, a nie tak stał i gapił się w to okno. - prychnęła, a ja wywróciłem oczami i jednym ruchem sprawiłem, że jej sukienka była idealnie zapięta. Odbiciem ją przodem do mnie i ująłem jej policzki, a następnie musnąłem jej różowe usta. Zjechałem dłońmi przez ramiona, aż do tali, nie zapominając o największych walorach dziewczyny, którymi były piersi, ujmując je przedtem i lekko ściskając. Ponownie zbliżyłem się do blondynki i pocałowałem ją w usta. - Czemu ona zawsze musi nam przerywać? - szepnęła.
- Chcesz mieć markowe ubrania? - mruknąłem, a ona pokiwała lekko głową. - Tak myślałem, a teraz zmykaj. - dodałem i pocałowałem jej czubek nosa. Odprowadziłem ją do drzwi i pomachałem jej, kiedy tylko ukazała mi się w oknie. Zauważyłem, że srebrny samochód wjeżdża na podjazd. Szybko pobiegłem do kuchni, zakładając na siebie różowy fartuszek w kwiatki. Włączyłem szybko gaz i położyłem na palnik garnek z wodą, do którego wsypałem makaron. Oparłem się o blat rękami, a kiedy usłyszałem dźwięk brzęku kluczy w zamku, podskoczyłem. Wysoka kobieta podeszłą do mnie i dała mi całusa w policzek. Automatycznie się uśmiechnąłem. Odwróciłem się i objąłem ją w talii. Na jej ustach zagościł uśmiech, co odwzajemniłem.
- Uroczo wyglądasz w tym fartuszku. - mruknęła, pociągając za skrawek materiału. Oderwała się ode mnie i podeszła do lodówki. Wyciągnęła sok pomarańczowy i upiła kilka łyków. - Rebecca już wróciła? Muszę z nią porozmawiać. - powiedziała, chowając karton do lodówki. Otworzyłem szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć w słowa kobiety. Jej córka wyjechała cztery dni temu do Londynu. Jest w innym państwie, ba! Nawet nawet na innym kontynencie, a ona nawet o tym nie wie. Chyba zaczynam powoli rozumieć, dlaczego ona nie lubi mojej 'dziewczyny'. - Odpowiesz mi?
- Przeczytaj karteczkę na lodówce, skarbie. - szepnąłem, a ona wróciła wzrokiem na drzwi od lodówki.
- Przecież tu jest napisane tylko o niezapłaconych rach... - prychnęła, a potem zjechała nieco niżej. Wcale nie dziwię się, że Trayc nie odczytała tej wiadomości. Była ona przywieszona na wysokości jej biustu. Była wysoką kobietą, a jak wiemy, Becki jest niska.  - Zaraz, zaraz. Skąd ona wie, gdzie ona jest? - krzyknęła, a jej brwi zlały się w całość. - Ona tam nie zostanie. Gwarantuje to jej! - krzyknęła i pobiegła schodami na górę. Ja za to wyciągnąłem telefon i zacząłem pisać nową wiadomość.

' Masz przerąbane. Radzę ci się już pakować. Harry x  '


*   *   *

- A ty tak w ogóle po co tutaj przyjechałaś? - zapytał blondyn, obracając się w moją stronę.
- Szukać lepszego życia. - mruknęłam, patrząc wciąż na sufit. Teraz wydawał się taki ciekawy. Chociaż był biały to mój wzrok przykuwały beżowe gwiazdki, które świeciły w ciemności.
- A dokładniej? - ponaglił mnie chłopak, podpierając swoją głowę na łokciu.
- Miałam dość matki, która wciąż ma mnie gdzieś, aż w końcu zaczęłam szukać ojca. Gdyby nie babcka, która mi w tym pomogła nigdy bym tutaj nie trafiła. Pewnie teraz dalej bym była w Nowym Jorku i użerała się z matką i, stanowczo za młodym, chłopakiem.
- Nie może być tak źle. - zaśmiał się, szturchając mnie.
- On mógłby być moim bratem! - rzuciłam. - Ale teraz ty. Opowiedz mi o swojej rodzinie. Twoja mama wydaje się być przemiłą osobą. - dodałam, a chłopak posmutniał. Zauważyłam, że jego oczy zaczęły się szklić.
- To nie jest moja mama. Ta prawdziwa nie żyje. - powiedział po chwili i pociągnął nosem. Usiadł na łóżku, a po chwili dołączyłam do niego. - Zmarła kiedy miałem kilka lat w wypadku samochodowym. - dodał, a ja nie chciałam już więcej z niego wyciągać. Widziałam ile kosztowały go te słowa. Nie wiedziałam jak mam postąpić, więc po prostu go przytuliłam. - To tak cholernie boli. - szepnął po kilkuminutowej ciszy.
- Wierzę. - szepnęłam i ścisnęłam go mocniej. - Będzie dobrze, obiecuję. - dodałam, a po chwili usłyszałam dźwięk esemesa.
- Odbierz. - powiedział po chwili, pociągając nosem i się ode mnie odrywając. Wyciągnęłam telefon i odblokowałam klawiaturę Odczytałam esemesa od Harry'ego i zmarszczyłam czoło. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo? - usłyszałam po kilku sygnałach.
- O co ci chodzi? - wystrzeliłam, wstając i zaczęłam chodzić w kółko po pokoju, czując na sobie wzrok Niall'a.
- To co przeczytałaś Twoja matka dowiedziała się, że jesteś tam, gdzie jesteś. No wiesz. -szepnął Harry.
 - Ale co to ma znaczyć?
- Chyba się poszła pakować i ma zamiar przyjechać tam. - warknął. - Lepiej przygotuj z twoim tatuśkiem jakiś dobry powód, żebyś mogła tam zostać.
- Cholera. - mruknęłam, po czym przyłożyłam sobie dłoń do ust. 
- Co ty powiedziałaś? - zaśmiał się chłopak.
- Zamknij się, Styles. - warknęłam.
- Myślałem, ze jesteś z tych co nigdy nie przeklinają. -powiedział, ponownie się śmiejąc.
- Na razie, Styles. Dzięki za info. - mruknęłam i się rozłączyłam. - No co? - powiedziałam, gdy zorientowałam się, ze Niall się wciąż na mnie patrzy.
- Nie wiem z kim się zadajesz, ale mam wrażenie, że nic z tego dobrego nie wyjdzie. - powiedział, a ja się zaśmiałam.


*   *  *

Wbiegłam do domu jak burza i udałam się do kuchni, gdzie stał oparty o blat Liam, i czytająca jakieś czasopismo Danielle, a mały Tommy wcinał płatki śniadaniowe. 
- Mamy problem. - rzuciłam na wejściu, a Liam się obrócił i podszedł do mnie.
- Tak i to duży. Musimy porozmawiać. - powiedział i złożył ręce na klatce piersiowej. Przechyliłam głowę do tyłu, biorąc głęboki oddech i zamknęłam oczy.
- Okej, ale to później. Teraz ważniejsze jest to, że moja mama tutaj jedzie i prawdopodobnie będzie chciała mnie zabrać. - powiedziałam na jednym tchu. Źrenice mężczyzny się rozszerzyły, a ręce puścił swobodnie wzdłuż ciała. Zacisnął dłonie w pięści i poszedł w kierunku drzwi, zabierając wcześniej kurtkę, a zaraz po tym usłyszałam trzask drzwi. Popatrzyłam na Danielle, która byłą tak samo w szoku, jak ja. - Co mu się stało? - zapytałam, a dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Przed twoim przyjściem rozmawialiśmy o tobie. Stwierdziliśmy, to znaczy Liam stwierdził, że nie chce cię teraz stracić i będzie o ciebie walczył. Może nie będzie jeszcze za późno. - odpowiedziała i mnie przytuliła.





Przepraszam, że taki odstęp był, ale niestety laptop był w naprawie ;(
Postaram się dodawać częściej :)

Co do wyglądu to nie przejmujcie się nim. Zaraz go zmienię :)

sobota, 13 kwietnia 2013

Twenty - four.





 Mój sweterek oraz carne leginsy przyozdabiały teraz, za przeproszeniem rzygi Horana.




- Albo pamiętasz, kochanie, jak przebrałeś się w Halloween za Chudego z Toy Story i stwierdziłeś, że chcesz tak zostać do końca życia? - powiedziała przez śmiech Danielle, stawiając szklanki z napojem na szklanym stoliku. W momencie cały salon wypełniła kolejna salwa śmiechu, ale tym razem Liam się do nas nie dołączył. Próbując się opanować zakryłam twarz rękoma i schyliłam się, chowając ją dzięki kolanom. Na zewnątrz niby było już okej, ale w środku cały czas miałam ochotę się śmiać.
- Miałem wtedy mięć lat! - mruknął oburzony Payne, sadzając jednocześnie Tommy'iego na swoich kolanach. Od chwili kiedy chłopiec razem z Liam'em obracali się w kółko w kuchni, nie mogłam od nich oderwać wzroku. Byli przesłodcy. W końcu się dowiedziałam kim były dwie blondynki obok Danielle - to Ruth i Nicole, siostry mojego ojca. Cała rodzinka w komplecie. Nie poznałam jeszcze głowy rodziny - ojca Liam'a - i męża Nicole oraz narzeczonego Ruth i ich dzieci. Będzie ciekawie.
- Owszem, ale nadal oglądasz Toy Story. - powiedziała Danielle i pogłaskała mężczyznę po głowie, spłaszczając tym samym jego włosy. - Oboje oglądacie. - dodała, a po chwili Tommy'iego również pogłaskała po głowie.
- Jak mam nie oglądać Toy Story? Ta bajka to legenda! - zaśmiał się, próbując zachować powagę.
- Zawsze było Toy Story? - wtrąciłam, a wszyscy się na mnie spojrzeli.
- Nie. - odpowiedziała mi Ruth, dławiąc się śmiechem. - Kiedy miał szesnaście lat przerzucił się na Batmana. - dokończyła, a pokój znów wypełniły śmiechy. Po kilku minutach każdy się trzymał za brzuch, bo najwyraźniej bolał już od śmiechu. Przerwał na dźwięk dzwonka do drzwi.
- Otworzę. - rzuciłam i wstałam. Przecisnęłam się przez kolana czerwonego Liam'a i, nadal trzymającej się za brzuch, Nicole. Podeszłam do drzwi, przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je. Moim oczom ukazał się dobrze znany mi blondyn. Miał na sobie ciemne dresowe spodnie i jakąś jasną bluzkę na ramiączkach. Spojrzałam za niego, gdzie padał śnieg, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz. - Co ty tutaj robisz? - zapytałam szerzej otwierając drzwi, a on oparł się o framugę drzwi dwoma rękami i pochylił się nade mną. Westchnął, a do mnie doszedł odór alkoholu, którego tak nie lubię. Wykrzywiłam usta w grymas, zmarszczyłam nos i zacisnęłam oczy. Do moich uszów doszedł jego śmiech. Zaraźliwy śmiech, ale nie w tym momencie.
- Przyszedłem odwiedzić moją przyjaciółeczkę, a co? Nie mogę? - odpowiedział i zaczął świdrować mnie wzrokiem. Dzięki Bogu mój sweterek nie miał ani dużego dekoltu, ani nie prześwitywał.
- Jesteś pijany, Niall. - szepnęłam, s po chwili usłyszałam nad sobą prychnięcie i cichy śmiech.
- Ja? Nie no co ty. Jestem jak nowo narodzony! - krzyknął, a obok mnie stanął zdziwiony Liam. Przenosił wzrok to na mnie, to na chłopaka ledwo trzymającego się na nogach. - O Liam! Dobrze, stary, że jesteś!
- Niall? Wszystko w porządku? - zapytał, wyciągając na wszelki wypadek ręce do przodu. Blondyn znowu się zaśmiał.
- Na twoim miejscu nie martwiłbym się o mnie tylko o twoją córeczkę. - powiedziawszy ostatnie słowo, spojrzał na mnie. - Miałbym ją na oku, zanim jej chłopczyna ją zgwałci i zakopie w lesie. - na jego ostatnie słowa moje oczy się rozszerzyły. Szybko włożyłam moje nagie stopy w trampki i wzięłam kurtkę do ręki, a po chwili ciągnęłam Niall'a za  ramię. Ciężko mi było trochę, ponieważ nogi mu się strasznie plątały i chyba z trzy razy zaliczyliśmy tak zwaną glebę.
- Gdzie masz klucze? - warknęłam, obracając się do chłopaka. Na twarzy miał przyczepiony ten uśmieszek i ciągle świdrował mnie wzrokiem. Wyciągnęłam prawą rękę, a on wywrócił oczami i położył na niej klucze. Włożyłam metalowy przedmiot do zamka i przekręciłam dwa razy. Drzwi się otwarły na oścież, a ja weszłam do środka, prowadząc obok siebie blondyna. Rzuciłam go wręcz na kanapę, a sama usiadłam przed nim na drewnianym stoliku do kawy. Ręce usadowiłam na kolanach, lekko pochylając się do tyłu. - Co ci strzeliło do głowy, żeby o takim czymś mówić Liam'owi?- krzyknęłam, a chłopak wyprostował się i uśmiechnął. Jak ja tego nienawidziłam. - Pytam się! - ponownie podniosłam głos, a on był jakby nieobecny. - Oh poczekaj, chyba wiem. Za dużo alkoholu! Nie służy ci! - straciłam już kompletnie nad sobą kontrolę. Patrzałam prosto na blondyna. Siedział wyprostowany i patrzył się przed siebie. - Niall? Wszystko w porządku? - zapytałam i złapałam go za ramiona.
- Ja chyba... - zaczął, ale nie było mu dane skończyć, bo z jego ust wypłynęła okropna ciecz, zwana potocznie wymiotami. Jako, że siedziałam centralnie przed nim mój sweterek oraz carne leginsy przyozdabiały teraz, za przeproszeniem rzygi Horana. - ... zaraz zwymiotuje. - dokończył i wytarł sobie usta zewnętrzną częścią dłoni. - Przepraszam. - dodał.
- Trzeba było od razu cię zaprowadzić do łazienki. - mruknęłam, patrząc w prawo i próbując nie wciągać zapachu wymiocin.
- Przepraszam. To przez ten tuńczyk co był na obiad. - mruknął, a jego żołądek dał znać o tobie. - To ja może jednak pójdę do łazienki. - powiedział i szybko pobiegł do wyżej wymienionego pomieszczenia. Zaśmiałam się i poszłam schodami na górę. Próbowałam znaleźć pokój blondyna i udało mi się to, po kilku próbach. Panował tam lekki rozgardiasz.  Ominęłam kawałki szkła na podłodze i podeszłam do komody. Wyciągnęłam granatową koszulkę i jakieś dresowe spodnie. Uchyliłam na chwilkę drzwi z pokoju, upewniając się, że Niall tutaj nie przyjdzie, ale kiedy usłyszałam odgłosy wymiotowania byłam pewna, że tak szybko  stamtąd nie wyjdzie. Zamknęłam drzwi i szybko zdjęłam sweter i leginsy, a zastąpiłam to koszulką i spodniami blondyna. Usiadłam na łóżku i patrzałam na swoje paznokcie u nóg, pomalowane na jasne zielony. Po chwili do pokoju wszedł blondyn. Był najwyraźniej zmęczony wypruwaniem sobie flaków przez usta, bo szybko  się położył na łóżku.
- Chyba już pójdę. - powiedziałam i wstałam. Chłopak podniósł głowę i zmarszczył nos, na którym miał trzy piegi.
- Zostań. - powiedział i wyciągnął do mnie rękę, na co się zaśmiałam. Po chwili posunął się na łóżku. - Proszę. - mruknął. Przygryzłam wargę, nie wiedząc co mam zrobić. - Nic nie powiem twojemu kochasiowi.
- Siedź cicho. - warknęłam i położyłam się przodem do niego. Wyciągnął rękę, żeby nie przytulić. - Niall. - upomniałam go.





Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale moje wytłumaczenie:
SZKOŁA xd


czwartek, 11 kwietnia 2013

Twenty - three.



 Ręce miałam rozłożone na boki, a buzię wypełnioną mlekiem. Musiałam wyglądać przekomicznie.




Wszedłem do domu, trzaskając za sobą głośno drzwiami. Wszedłem do kuchni, a moją uwagę skupiła zielona karteczka samoprzylepna.

' Będziemy późno, nie czekaj na nas. Pojechaliśmy z Greg'iem po garnitur. Kolację masz w lodówce
Mama.'

Prychnąłem i uderzyłem dłonią w lodówkę. Nie mam pojęcia co we nie wstąpiło. Pobiegłem szybko na górę i wtargnąłem do mojego pokoju. Stanąłem na środku pomieszczenia, zaciskając dłonie w pięści. Spojrzałem na ramkę na ścianie. Ja i on. Podszedłem do niej i rzuciłem ją, tak, że roztrzaskała się na małe kawałeczki. Jednym ruchem zrzuciłem wszystko co leżało na komodzie obok. Oddychałem szybko i nierównomiernie. Wściekłem się, ale było jedno lekarstwo na to. Wyszedłem z pokoju i wręcz wbiegłem do  salonu. Podszedłem do barku i go otworzyłem. Zmierzwiłem blond włosy, zastanawiając się czy dobrze robię. Prychnąłem i nalałem sobie ciemnej cieczy do szklanki. Usiadłem na fotelu ojca i zacząłem spożywać napój. 


*   *   *


Ścisnąłem dłonie w pięści i szybko ruszyłem do mojego pokoju. Otworzyłem szafę i wyciągnąłem z niej dużą czerwoną walizkę. Otworzyłem ją szeroko i zacząłem do niej wręcz wrzucać ubrania. Nie patrzałem co biorę. Leciało wszystko po kolei. Letnie ubrania, zimowe, ciepłe, cienkie. Wszystko. Zapiąłem torbę i wyszedłem z pokoju, ciągnąc ją za sobą.
W głowie miałem ciągle jego słowa. Już masz nową zdobycz? Jestem tylko ciekaw skąd on, do jasnej cholery, zna Becky? Przecież Londyn jest ogromnym miastem, a z tego co wiem, to jej ojciec mieszka na jakiś jego obrzeżach.
W ogóle co on o mnie wie? Gówno! Nie widział mnie od dwóch lat i myśli, że zna mnie na wylot. Kłamstwo. Zmieniłem się. Owszem, jak tutaj przyjechałem to miałem zamiar się tylko zabawić, ale teraz jest inaczej. Poznałem ją i chce żeby tak zostało. Przyznam, że na początku wydawała się wrzodem na tyłku, ale jest ciutkę inaczej. Lubię ją. Jest ładna, mądra, utalentowana pomijając już fakt, że świetnie gotuje. Jest miła, aż za miła. Nie skłamałbym mówiąc, że mi się podoba, bo z pewnością podobała się większości chłopakom nie tylko w szkole, ale czasami mam wrażenie, że czuję do niej coś więcej. Niestety jak znam nastolatki, a dobrze znam, to nie będzie się chciała angażować w związek z takim dupkiem jak ja.
- Pasażerów lotu Nowy Jork - Londyn, zapraszamy do wyjścia numer 6A. - usłyszałem i skierowałem się w wyznaczone miejsce.


*   *   *


Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem i podeszłam do szafy. Bez zastanowienie wyjęłam ciemną bieliznę i włożyłam ją na siebie. Następnie wyjęłam luźne ubrania, a włosy związałam w szybkiego warkocza.Wyszłam z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi i przeszłam obok schodów, ale kiedy usłyszałam znajome głosy przystanęłam i zaczęłam wytężać słuch.
- One naprawdę tutaj jest? - zapytał kobiecy głos i nie należał on do Danielle, na moje oko było trochę starszy, jak na nią. Zmarszczyłam nos, rozmyślając do kogo on mógłby należeć.
- Tak. - doszedł do mnie głos Liam'a. - Też nie mogę w to uwierzyć. Przyjechała dwa dni temu. - dodał, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Cieszył się. Cieszył się z tego, że tutaj przyjechałam. Byłam strasznie zniecierpliwiona kim mogła być ta kobieta. Wyprostowałam się i szybko zbiegłam po schodach. Wpadłam do kuchni, jak tornado i, udając, że nic się nie dzieje, otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej mleko. Wyciągnęłam szklankę z kredensu i nalałam do niej mleka. Postawiłam butelkę na blacie i upiłam kilka łyków ze szklanki. Czując, że kilka kropel spływa po mojej brodzie, natychmiast usunęłam je zewnętrzną częścią dłoni. Usłyszałam za sobą głośne chrząknięcie, więc odstawiłam szklankę i obróciłam się do gościa, krzyżując swoje nogi. Ręce miałam rozłożone na boki, a buzię wypełnioną mlekiem. Musiałam wyglądać przekomicznie. Mężczyzna się zaśmiał i podszedł do mnie, kładąc swoją rękę na moim ramieniu. - A to właśnie jest Becky. Rebecca poznaj swoją babcię. - wskazał na kobietę siedzącą na krześle. Teraz mogłam się jej dokładnie przyjrzeć. Miała blond włosy, a jej twarz przyozdabiał ogromny, miły i ciepły uśmiech. Dzięki niemu mogłam dojrzeć małe zmarszczki z tyłu policzków oraz na czole. Była skromnie, ale ładnie ubrana: ciemne jeansy, zwężane u ich dołu, jasny top i czarna marynarka, a wszystko dopełniały czarne koturnu, nie za wysokie. Kobieta wstała i podeszłą do mnie, a następnie mnie przyciągnęła do siebie. Położyłam moje dłonie na jej plecach, jednocześnie połykając zawartość moich ust. Po chwili oderwała się ode mnie, ale jej dłonie wciąż spoczywały na moich ramionach. Kąciki jej oczów były nieco bardziej zaczerwienione, co oznaczało, że się wzruszyła.
- Jaka ty jesteś piękna. - szepnęła, na co ja się oblałam rumieńcem. Nienawidziłam takich sytuacji, z wiadomych czynów. Spuściłam głowę na dół, stwierdzając, że moje nagie stopy nagle zrobiły się ciekawe.
- Dziękuję. - odpowiedziałam równie cicho, podnosząc głowę. Obróciłam głowę, patrząc na mojego ojca z dołu. Uśmiechał się od ucha do ucha, a miałam wrażenie, że może się jeszcze bardziej uśmiechnąć. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał dźwięk otwieranych drzwi, a zaraz po tym ich trzask. Spojrzałam w ich kierunku, gdzie po chwili pojawiły się trzy dziewczyny, a raczej kobiety. Jedną z nich -Danielle - od razu rozpoznałam, ale pozostałe z nich, nie. Dwie blondynki stały w osłupieniu, patrząc się na mnie. Po chwili przeciskania się zza kobiet wyłonił się mały chłopczyk. Miał może z sześć, góra osiem lat, a dorastał mi już do piersi. Jego blond loczki były porozrzucane na całej głowie, a bluzka w paski i lekko podwinięte czerwone spodnie dodawały mu uroku. Chłopiec krzyknął 'Tata!' po czym podbiegł do Liam', który go podniósł i okręcił wokół własnej osi. Uśmiechnęłam się widząc to. Wyglądali przecudownie.





Strasznie was przepraszam, że tyle nie było rozdziału, 
ale niestety musiałam wszystko nadrobić w szkole ;c
Mam nadzieję, że się wam podoba.

Jeden wasz komentarz mnie zadziwił, cytuję:
Kurwa mać co za talent !
Powinnaś dostać złoty medal ;*
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział ;* 

hahahaha jak to przeczytałam to zaczęłam się normalnie śmiać xd
medal xd? za co?

+ do Anonimów: możecie się podpisywać? :)

niedziela, 7 kwietnia 2013

Twenty - two.

Mogę was prosić o wypełnienie ankiety po lewej stronie?
 Z góry dziękuję xx


 Horan nie należał do abstynentów, wręcz przeciwnie.



Weszliśmy do mojego pokoju, gdzie Andy i Josh rozsiedli się na łóżku, sprawdzając jego miękkość, Niall  usiadł grzecznie na fotelu obrotowym, kręcąc się w kółko. Maggie i Ally próbowały przesunąć chłopaków dalej, lecz oni sobie nic z tego nie robili. A co gorsze śmiali się z nich wniebogłosy, a ja do nich dołączyłam. Podeszłam i położyłam dłoń na uchwycie od szuflady i pociągnęłam go do siebie. Ukazała mi się cała szuflada wypełniona piosenkami, przeważnie jeszcze nieskończonymi, bo kiedy mi się już kończyły pomysły, zaczynałam następną.
Rzuciłam na biurko, przed blondynem, całą zawartość szuflady, a jego oczy się powiększyły.
- Myślałem, że jak powiedziałaś, że masz kilka piosenek, to będzie to maksimum dziesięć. A ich jest tutaj z pięćdziesiąt!- poniósł głos i zaczął gestykulować rękami.
- Sześćdziesiąt trzy dokładnie. - poprawiłam, a on prychnął. - Ale nie mam muzyki. - dodałam i uśmiechnęłam się niewinnie. Usiadłam na podłodze obok Ally i oparłam na jej ramieniu głowę. Niall wziąć swoją gitarę i razem z Maggie zaczęli brzdąkać jakąś melodię, która strasznie mi wpadła do ucha.
Poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i przejechałam po ekranie, odblokowując go.


' Jak tam kochanie? Zayn :) '

- Zayn? - usłyszałam głos blondynki nad sobą. Podniosłam głowę, a na jej twarzy pojawiło się przerażenie.- Malik? - dodała, a ja przytaknęłam i na samą myśl o nim uśmiechnęłam się.
- Umawiasz się z Zayn'em? - usłyszałam ochrypły głos Josh'a. Jego twarz wyglądała tak samo jak blondynki. Nie miałam pojęcia dlaczego reagowali tak na niego, ale musiało się z nim coś wiązać.
- Nie nazwałabym tego umawianiem, ale spotkaliśmy się kilka razy. - odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami.'Spotkaliśmy się kilka razy', powtórzyłam w myślach. Jeżeli ciągłe pocałunki i seks się liczy, to tak spotkaliśmy się kilka razy. 
- Niedobrze. - rzucił Niall, odkładając gitarę na bok. - Co ty w ogóle o nim wiesz? - dodał, a ja się zaśmiałam.
- Pochodzi stąd, z Bradford i jest nauczycielem języka angielskiego. - odpowiedziałam. Jednak powtarzając sobie w myślach to zdanie kilka razy, stwierdziłam, że nic o nim nie wiem. blondyn zaśmiał sie nerwowo i pokręcił głową. - Czemu pytasz?
- Dziecko. - zaczął, a moje ciśnienie mi podskoczyło. Nienawidziłam jak ktoś tak do mnie mówił. Blondyn miał już u mnie ogromny minus. - On nie jest taki jak myślisz. 
- A ty co możesz o nim wiedzieć? Nie znasz go? - powiedziałam i wstałam. 
- A ty tym bardziej! - krzyknął i podszedł do mnie. Dzieliły nas centymetry. Chociaż blondyn miał niecałe sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, ja i tak musiałam zadrzeć głowę do góry, żeby spojrzeć mu w oczy, które wręcz kipiały złością. - Powiedział ci co robi na co dzień? Co robi w weekendy? Pewnie nie, bo po co! Znalazł sobie taką, gówniarę jak ty, która mu wierzy we wszystko! - krzyknął wszystko na jednym wydechu i wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą głośno drzwiami. Reszta płci męskiej, która była w tym pokoju wybiegła za nim. Usiadłam na łóżku, pomiędzy dziewczynami.
- Zayn nie jest taki jak myślisz. On udaje. - zaczęła brunetka, kładąc swoją rękę na moim udzie. - Owszem nie okłamał cię mówiąc, że jest nauczycielem, ale większości ci nie powiedział Jest znany w całym Londynie, jako ten od bójek i ten od lasek. - dokończyła, a do moich oczu zaczęła napływać słona ciecz. Brunetka mnie tylko przytuliła, ale nic więcej do szczęścia teraz nie było mi potrzebne. Zacisnęłam dłonie na jej błękitnej koszulce, zmieniając jej kolor na nieco ciemniejszy.

*   *   *

Wytarłem porządnie moje kruczoczarne włosy o beżowy ręcznik, chcąc je szybciej wysuszyć. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk esemesa, więc owinąłem się materiałem w pasie i wyszedłem z łazienki. Przeszedłem krótki korytarzem i wszedłem do kuchni, gdzie leżał mój telefon na drewnianym blacie. Podniosłem go i jednym dotykiem ekranu, odblokowałem go. 

' Już masz nową zdobycz? Ile minęło od poprzedniej? Tydzień? '

- Co do cholery? - warknąłem i popatrzałem za okno. Malutkie płatki śniegu spadały swobodnie na ziemie, otulając ją swoim chłodem. Wróciłem wzrokiem na ekran komórki, rozmyślając kim jest osoba po drugiej stronie. Przed oczami stanął mi od razu niski i kruchy blondyn. Niegdyś przyjaciel. Teraz przeciwnik. 

' Dobrze ci radze. Zostaw ją w spokoju. '

Teraz już miałem pewność, że to mój kochany Horan. Do pogróżek zawsze był pierwszy, ale do bicia już jakoś nie bardzo. Trzeba przyznać, że nie umie się bić i oboje o tym wiemy. Gdyby nie ja byłby dalej słodkim blondynkiem, grającym na gitarze przy Big Ben'ie. Wszystkie dziewczyny zawsze twierdziły, że jest słodki i uroczy, ale jak miało dojść do czegoś to i tak przychodziły do mnie. On za bardzo się bał, że kogoś skrzywdzi. Byliśmy w podstawówce najlepszymi przyjaciółmi. Odkąd pamiętam wszyscy nam własnie tego zazdrościli  że mieliśmy siebie i wsparcie, którym siebie darzyliśmy. Ale jak to bywa z przyjaźnią: nic nie trwa wiecznie. Rozeszliśmy się na studiach. Ja się skupiłem na tym, żeby skończyć psychologię powiązaną z filologią angielską, a on jakieś popierdolone sklejanie samolocików. Nadal jednak trzymaliśmy się razem, jak przystało na przyjaciół, ale pewnej nocy przegiął.

' - To jak, Malik? Wyrywamy kogoś? - zapytał, siadając na czerwonym krześle tuż obok baru.
- Masz kogoś konkretnego na myśli?  - odpowiedziałem pytaniem, podążając wzrokiem za wysoką barmanką. W odpowiedzi tylko mruknął. Zacząłem ilustrować dziewczynę od stóp do głów. Zwykłe białe trampki, krótkie jeansowe spodenki i beżowa bluzka, która idealnie opinała jej walory, w postaci piersi oraz wcięcia w talii. Jej brązowe, falowane włosy opadały na ramiona, a bursztynowe oczy skupiały się na piwie, które nalewała do kufla. Spojrzałem na przyjaciela i zauważyłem jak oblizuje usta. - Nawet o tym nie myśl. Jest moja. - rzuciłem, obserwując reakcje blondyna. Zmarszczył brwi, a jego usta zacisnęły się w linie.
- Każda jest twoja. Czemu chociaż jedna nie może być moja? - zapytał i zacisnął dłoń w pięść. - Dziś ta będzie moja. - powiedział i wstał, lekko się chwiejąc. Horan nie należał do abstynentów, wręcz przeciwnie: lubił sobie wypić.  
-Nie powiedziałbym. - wstałem pewnie, patrząc na niego z góry. Trzeba było przyznać, że nie być za wysoki. Metr siedemdziesiąt, nie więcej. Blondyn zaczął mnie lekko popychać, dobrze wiedząc, że wyprowadza mnie to z równowagi.
- No dajesz, panie najsilniejszy i najlepszy. - krzyczał, rozkładając ręce na boki. Kilka osób było zafascynowane tym co się działo. Zebrała się nie mała grupka, która niecierpliwie czekała na rozwój sytuacji.
- Niall, daj spokój. Jesteś pijany. - powiedziałem, próbując go opanować, ale ten to zignorował i sprzedał mi prawego sierpowego. Moja twarz automatycznie odchyliła się w prawą stronę. W pomieszczeniu każdy wstrzymał oddech, czekając co się dalej stanie. Dobrze wiedział, że to mnie już całkiem sprowokuje. Zacisnąłem dłonie w pięści i oddałem mu. Uderzyłem go jeszcze parę razy, po czym uświadomiłem sobie kogo bije. '




Uwaga! 
ŻADEN z rozdziałów na tym blogu, ani na innym moim opowiadaniu, 
NIE JEST inspirowany opowiadaniem 'Dark', ponieważ nigdy nie czytałam tego ff :)
Ten rozdział jest inspirowany pewnym imagine, który znalazłam na twitterze.


Ten rozdział jest ciutkę dłuższy, aby wam wynagrodzić moją nieobecność ;p